Podajesz mi butelkę czerwonego wina…

Podajesz mi butelkę czerwonego wina, a ja nie potrafię pojąć, co właśnie dzieje się dookoła mnie, bo oto jesteś z całym zastępem szalonych pomysłów, mocnych interpretacji i dających do myślenia spojrzeń. Otoczenie delikatnie zwalnia, tak jak my po całym dniu, po wielu kilometrach, setkach obcych twarzy, dziwnych autobusów, w których drzwi działają odwrotnie niż u nas, bo otwierają się chwilę po tym jak autobus rusza. Szybko zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Otoczenie pachnie owocami i kolejnym zapomnieniem się.

Jako nastolatek mógłbym pisać wymarzony scenariusz wielokrotnie, co do sekundy spisując, kiedy powinniśmy spojrzeć w swoją stronę, kiedy powinienem poprawić Twoje włosy i mocno przyciągnąć do siebie. Mógłbym układać nasze dialogi, po których zapada cisza przerywana jedynie dźwiękiem ciężkiego oddechu. Wystarczyłoby ćwiczyć takie pisanie, aby móc zaplanować detale pokoju, otoczenia i wspaniałą pogodę. Mógłbym wyłożyć marmurami hol i ubrać obsługę hotelu w nieskazitelne stroje, a w głównej sali zawiesić najpiękniejszy żyrandol mieniący się tysiącami blasków. W rogu umieścić muzyków, z pianinem, perkusją, trąbką i puzonem. Moglibyśmy słuchać wtedy jazzu, a Ty ubrana w czarną kreację czekać na mnie gdzieś przy wejściu. Podchodząc do Ciebie szepnąłbym do ucha, że jest prawie idealnie. Prawie, bo to jedynie zlepek zmyślonych detali, fragmentu historii, która się nie wydarzyła.

Zamiast niej biorę Cię na ręce i przenoszę przez prawdziwy strumień stąpając boso po ostrych kamieniach, abyś mogła znaleźć się na drugiej stronie w suchych butach. Chwilę po nas w tym samym miejscu znalazła się inna para, ale po kilku chwilach zawrócili. Zamiast katalogowej pogody oberwało się nad nami niebo i momentami pada tak, że nie możemy się usłyszeć. Wiedzieliśmy, że nie mamy co liczyć na piaszczyste plaże, ale nikt nie pokazał nam zdjęć z wbitą łopatą i grabiami. Nikt nie pokazał odrapanych murów i niedokończonych budowli. Miało padać przez bite dwa dni i jak mało kiedy prognoza dokładnie się sprawdziła. Mimo tego wybraliśmy się w podróż, po kolorowym wybrzeżu wyspy. Po kilkunastu minutach przemoczeni siedzieliśmy przed przypadkowym barem, w którym grano na żywo. Być może również jazz. Minuty ciągnęły się coraz dłużej, a Tobie zrobiło się zimno. Po raz pierwszy myśleliśmy o tym, żeby zawrócić i nie byłoby w tym nic złego. W sumie kontynuowanie tego spaceru było trochę nierozsądne, trochę na przekór pogodzie i chęci znalezienia się w miejscu, gdzie jest przytulnie i ciepło.

Niebo było nienaturalnie podzielone, bo co chwilę oświetlało nas słońce, co nie zmieniało faktu, że z ciemnej chmury nad nami spadały tony wody. Gdy trochę się przejaśniło ruszyliśmy dalej. Czasami w ciszy, czasami trochę sfrustrowani pokonywaliśmy kolejne metry co jakiś czas odnajdując swoje dłonie i zaciskając zmęczone palce.

Za każdym razem potrafiliśmy siebie odnaleźć w tej podróży, chociaż zupełnie nie sprzyjały nam warunki, ani przejeżdżające samochody, które zamieniały ogromne kałuże w ściany wody. Ponownie się rozpadało i już po jakichś piętnastu minutach udało nam się przejść wpław na drugą stronę ulicy-potoku, żeby wrócić. Właśnie wtedy okazało się, że autobus nie ma ochoty przyjechać a deszcz wzmógł się jeszcze mocniej i nawet przystanek nie był w stanie nas ochronić przed wielkimi kroplami greckiego deszczu. Po raz kolejny zaczęliśmy się śmiać i wytykać palcem, co jest nie tak w tej podróży, w tej historii właśnie. Autobus wciąż nie przyjeżdżał i trwało to tak długo aż pojawiły się dwie tęcze, a zza ołowianych chmur wyszło słońce. Stwierdziłaś, że w sumie to już nie masz ochoty wracać i rozpogodziłaś nad nami niebo tak skutecznie, że tego wieczoru nie spadła ani jedna kropla więcej.

Tej drogi z Tobą nie zapomnę, ani naszej reakcji, gdy trafiliśmy do „głównej ulicy”, która u nas mogłaby by być co najwyżej drogą osiedlową. Nie zapomnę zachodu słońca, ani brzegu i malowniczej ścieżki między skałami nad brzegiem morza. Nie zapomnę również Twojej ekscytacji, gdy dotarliśmy do MAC’a, celu naszej podróży. Dwie pomadki, puder i więcej takich wspomnień poproszę.

Siedzę na parapecie.

Czasami gubię się pomiędzy tym, o czym pomyślałem, a tym, co zapisałem na papierze. Myśli, których nie zapisałem wracają później do mnie starając się o więcej uwagi. Pozostawione same sobie błądzą po zakamarkach mojego umysłu.

Jest środek sierpniowej nocy z piątku na sobotę. Siedzę na parapecie. Z czwartego piętra przyglądam się miastu. Miasto śpi. Nie oferuje niczego ciekawszego ponad jednakowe latarnie i kolorowy neon. W oknach pogaszone światła przypominają mi przygaszone marzenia szarych ludzi. Nie odpowiada mi ten widok, chciałbym widzieć jak zapalają się wszystkie. W Twoim oknie musi być teraz trochę ciemno, jak w moim. Ty jedyna wiesz jak zmienić ten stan. Ściągnij mnie z tego okna zanim spadnę na bruk. Z brawurą chwyć za ręce nie pytając czy możesz i zabierz gdzieś bliżej, najlepiej tuż obok. Całkiem po swojemu zapal światło.

Jestem po prostu zmęczony

Jestem po prostu zmęczony. Od kilku tygodni treningi od poniedziałku do soboty.

Dziś jeszcze grałem półtorej godziny w piłkę nożną – zwyczajnie opadłem z sił. Mam nadzieję, że kolano szybko się wygoi. Niedługo zasnę na siedząco, to niepoważne tak siedzieć, a robię to przecież tak często. Gdyby można było się położyć spać i obudzić dopiero w dniu, w którym staniesz na mojej drodze. Mam wrażenie, że potępiłabyś takie podejście, taki pomysł…

Nieaktualne

Nakarmieni kłamstwami chodzimy spać

Chyba żartujesz. Wiem, że od innych wymagać jest łatwiej, aniżeli od siebie, ale nie przesadzaj. Porozmawiajmy o niczym – mówisz.

Pozwól mi wybrać milczenie, bo chyba niepoważnie podchodzisz nie tylko do swojego sposobu bycia. Nie myśl, że opowiem ci dzisiaj, co zrobiłbym ja. Już od jakiegoś czasu tego nie robię. Nikt nie narzeka.
Profesjonalnie pieprzą o profesjonalizmie. Nakarmieni kłamstwami chodzimy spać, a frustracja nie pozwala skupić się na czymś ponad.

Nieaktualne

Kiedy mieli mnie na muszce, pomyślałem, że to jakiś żart

Na osiedle podjeżdża samochód. Stając na środku skrzyżowania wzbudza zainteresowanie przechodniów. Opieram się o murek przed domem i widzę mamę w oknie, widzę jak się przygląda. Mam wrażenie jak był w pełni kontrolował sytuację i to, co właśnie dzieje się dookoła. W tym momencie nie słychać ruchu ulicznego, tylko wymianę zdań, zamykane drzwi.

Z samochodu wysiadł pasażer i otworzył tylne drzwi auta. Pochylił się i częściowo zniknął z mojego pola widzenia. Mama spojrzała na mnie wzrokiem jakby chciała coś powiedzieć, ale się waha. Może chciała, żebym wracał już do domu. W sumie dochodzi pora lunchu, a trochę zgłodniałem.

Ponownie skierowałem swój wzrok na auto. Kierowca też wysiadł. Rozejrzał się dookoła i podszedł do współpasażera. Wygląda na to, że oboje czegoś szukają. Przesuwam się bliżej muru, a przez myśli przechodzi mi jeden z dni w szkole, kiedy opowiadaliśmy o marzeniach i tym, co dla kraju stanowi stolica.

Usłyszałem jak otwiera się bagażnik. Pasażer przeszedł do tyłu wozu i sięgnął do środka. Nie widzę stąd, co takiego trzyma w rękach. Coraz rzadziej widać ludzi, którzy chcą sprzedać coś z bagażnika. Jakiś przechodzeń zainteresował się trochę bardziej i podszedł bliżej. Zajrzał przez ramię kierowcy i chwilę później odszedł przyspieszonym krokiem. Jego siwe włosy wydawały się być srebrne, odbijały przedzierające się przez chmury promienie słońca.

Kiedy mieli mnie na muszce, pomyślałem, że to jakiś żart.
Tylko twarz mamy nie wyglądała jakby to była zabawa.
Później usłyszałem huk. Zresztą nie tylko ja.

Nie powinienem być aż tak zapatrzony w siebie.

Możesz być grzeczną dziewczyną

Możesz być grzeczną dziewczyną, albo bardzo grzeczną nawet i nie musisz o tym mówić głośno, ani w ogóle. Możesz mieć w sobie na tyle klasy, aby jednym spojrzeniem wywołać dreszcz i sprawić, żeby mu zabrakło tlenu w płucach. Nie musisz się do niczego przyznawać, ale chyba nie chcesz powiedzieć, że nigdy nie chciałabyś czerpać przyjemności ze spojrzenia mówiącego – chcę?

Nie chodzi o płytkie rzucenie tym w eter do kogoś przypadkowego, do jakiejś kolejnej wymalowanej nie-damy w butach na obcasie i obcisłym mini, czy do dziesiątej dziewczyny tego wieczoru. To raczej kwestia, w której powinnaś poczuć, że to trochę więcej niż uśmiech i wyszeptane słowo mogące się skończyć scenariuszem, który powiedzmy, mógłby wprawić Ciebie w zakłopotanie, a koleżanki w zazdrość. Mało tego, to powinno wyjść od kogoś kto na co dzień może nawet nie powiedziałby czegoś takiego, może nawet nie mówi – tak samo jak ty o tym, żebyś chciała.

A jeśli to się kiedyś wydarzyło i ci się spodobało – to co? Czuć się wyjątkowo z tej perspektywy to nic złego i uwierz mi, że niewiele dziewczyn ma na to szanse w prawdziwym wydaniu, bo ani wygląd, ani miejsce nie te. Ani dzisiaj, ani nigdy.

Nie chodzi również o bycie niegrzeczną dziewczyną na etat. Na takie zachowanie jest mnóstwo innych określeń i to w zasadzie przeciwny biegun.

No i nie myśl nawet, że każdy facet chce uprzedmiotowić każdą dziewczynę – wiele kobiet nigdy tego nie odczuje – a zniżenie tego do rangi – dom, impreza, kolejna i rutyna to oznaka, że coś poszło nie tak. Pewnie już dawno temu?

Na co dzień staram się być uprzejmym

Zmieniam się w sposób nieokreślony. Z każdym dniem jestem odrobinę innym człowiekiem. Często odnoszę wrażenie, że zmiany zachodzą z minuty na minutę. Nie lubię oglądać w kółko starych zdjęć, ani toczyć pustych rozmów. Mocny alkohol nie smakuje po prostu, co nie zmienia faktu, że zdarza mi się tracić kontrolę i umierać nazajutrz.

Zmieniam się przy kawie i herbacie z cytryną, żadnego z tych napojów nie robię według wymyślnych recept. Dni upływają tak szybko, że tracę rachubę. Z roku na rok jest trudniej z realizacją planów, ale nie chodzi o chęci, bo one w sumie się nie zmieniają. Chodzi o świadomość, że mam coraz mniej czasu. Lubię letnie poranki i umiarkowaną temperaturę, lubię składać obietnicę i jeszcze bardziej lubię jej dotrzymywać. Niezwykle rzadko składam obietnice. Chciałbym grać na fortepianie, albo chociaż na skrzypcach, ale totalnie nie mam słuchu. Gdybym potrafił tak grać, przynajmniej kilka ulubionych utworów robiłbym to często i odlatywał. Może brakować sposobności i zwyczajnie talentu¸ nie jestem materiałem na muzyka. Mam problemy z pamięcią i bardzo trudno jest mi zapamiętywać nowe informacje. Często utrudnia mi to naukę i pracę, bo nie potrafię zapamiętać. Bardzo się męczę wtedy. Nie potrafię przypomnieć sobie niektórych sytuacji ważnych dla mnie, widzę je jak przez mgłę lub w ogóle. Wariuję, gdy wchodzę do pomieszczenia i nie wiem po co do niego wszedłem. Prawie codziennie wracam się po wyjściu z domu sprawdzić czy aby na pewno zamknąłem za sobą drzwi. Staram się organizować i sporządzać notatki, ale to pomoc doraźna. Z takim umysłem jak mój to udręką, bo mam tysiące myśli jednocześnie i bujną wyobraźnię. Nie pamiętam dat urodzenia swojego rodzeństwa, chociaż tyle razy próbowałem wkuć je na pamięć, na siłę. Ludzie mnie nie rozumieją, myślą, że się zgrywam, ze coś ze mną nie tak. Chciałbym, aby wszystko, co jest działem mojej pracy było jak najlepsze. Czasami jedno zdanie powtarzam dziesiątki razy i zmieniam jeśli czuję taką potrzebę. Staram się nie mówić, nie pisać ot tak. Każdemu słowu chcę przypisywać odrębną wartość, głębsze znaczenie. Nie zawsze może, ale zazwyczaj. Czytam teksty własnego autorstwa i wielu nie pamiętam, jedne podobają m się bardziej, inne mniej. Staram się je dopracowywać w miarę swoich możliwości, ale problemy z pamięcią nie pomagają. Wracam do nich później wielokrotnie i analizuję je skrawkami jak również w całości. Każdy z moich tekstów ma przynajmniej trzy drogi interpretacji i zależy mi na tym, żeby każdy mógł się z nimi utożsamić. Niejednokrotnie to czwarty sposób interpretowania. Na co dzień staram się być uprzejmym. Nie zawsze wychodzi, nie zawsze się da. Nie znoszę polityki w naszym wykonaniu i każde ugrupowania wywołuje u mnie odruchy wymiotne. Sprawowanie władzy u nas to dla mnie w wielu przypadkach synonim okradania społeczeństwa, które głosowało lub nie. O okłamywaniu nie wspominam. Zero w tym poświęcenie i przykładu dla obywateli, zwłaszcza młodych ludzi. Taki aparat to usankcjonowana maszyna do wielopoziomowego niszczenia kraju. Wyjść przed szereg to jak strzelić sobie w stopę i zostać kaleką do końca życia. Zastępy zastępców i speców od piaru obsługuję większość wychodzących do ludzi. Garstka inteligentniejszych polityków jest w stanie poradzić sobie sama w szerzeniu populistycznych poglądów, reszta to półgłówki i wiele z ich nieprzygotowanych wcześniej wypowiedzi woła pomstę do nieba. Ten kraj z takim ludźmi u steru nie ma szans wyjść na prostą. Mówi się o kryzysie, ale wyczytałem gdzieś, że kryzys może być tylko tam gdzie wcześniej był względny dobrobyt, więc u nas nie ma kryzysu. Jest natomiast człowiek. Człowiek człowiekowi wilkiem. Polak Polakowi Polakiem.

Zamiast kilku zmarnowanych godzin

Zdarza się, że zamiast kilku zmarnowanych godzin na temat skąd jesteś, co robisz i gdzie nigdy nie dojdziesz lepiej wypić drinka. Obojętnie jakiego, nawet z samego końca karty, z tych zamawianych najrzadziej. To jest dużo prostsze, a przede wszystkim przyjemniejsze. O drinku mogę zapomnieć bezproblemowo.

Mogę go nie wypijać, gorzej z zagadywaniem i straconym czasem. Dużo przyjemniejsze byłoby również ściągnięcie okularów po kilku godzinach wpatrywania się w narzędzie pracy. A najlepiej byłoby gdybyśmy na siebie nigdy nie trafili, tylko tego przepływu już chyba nikt nie kontroluje. Nie rozumiem dlaczego udajesz zainteresowanie i staram się, żeby mnie to nie obchodziło tylko w tej właśnie chwili skutecznie to uniemożliwiasz. Masz w zanadrzu kilka porywających historii, a ja nie potrafię tańczyć. Zdaje mi się, że wąskie pole wyboru to najlepsze, co cię ostatnio spotkało. Nie mam zamiaru oceniać pierścionka, ani butów, na które nawet nie zwróciłem uwagi.
Pewnie są ok.

To jakby przeczytać wstęp do książki

To jakby przeczytać wstęp do książki, mieć ją w rękach i zajrzeć do niej tylko na moment. Nasze rozmawianie, spacer i herbata. Uśmiech, dużo uśmiechu i pożegnanie. Spadające płatki śniegu rozpuszczające się na policzkach, ustach. Nadawanie myślom kształtu i wyobraźnia wybiegająca poza konwencję tego, co wypada, a co nie. Obecność naturalna, słodka jak malinowa konfitura. Chcę smakować więcej.

Kolejna strona biała, nieskazitelna niczym pragnienie uczucia, ale tylko przez moment, tylko przez chwilę. Nawzajem dopisujemy kolejne wyrazy, wersy. Raz szybciej, niecierpliwie jak tylko potrafisz Ty, po chwili wolniej tylko po to, żeby odsunąć się by ponownie przyspieszyć. Sięgasz po moją dłoń i malujesz ilustrację, którą już gdzieś widziałem. Obrazy mojej wyobraźni zdają się być Twoimi i odwrotnie. Zamykasz menu nie zapominając podzielić się ze mną malinową konfiturą. Później wpatrujemy się w siebie jak na przestrzał, aby kolejne litery opadały łagodnie na wpółzapisaną stronę zatytułowaną 'nasze pierwsze spotkanie’.

Nieostatnie.

Ostatnio śniłaś mi się po raz kolejny

Ostatnio śniłaś mi się po raz kolejny. Potrzymaj mnie tak dalej w niepewności to któregoś ranka nie będę chciał się wyrwać ze snu. I wiele mi mówi, że prędko się nie obudzę wtedy, kiedy zjawisz się jak w tamtym śnie i zatrzymasz się na trochę dłużej.

Zatrzymasz mnie wraz z moim myśleniem maszynowym, nieprzerwanym. Bo gdybym mógł tylko panować nad każdą myślą z osobna i wszystkimi razem, i wybierać tylko te najlepsze zatracałbym się częściej. Ten któryś z kolei sen pokazuje jak bardzo za tobą tęsknię i ja to widzę doskonale. Ciężko tutaj doszukiwać się czegoś ponadto – tęsknię jak tylko potrafi tęsknić ten, którego światem się staniesz.

Dzieje się tyle różnych rzeczy, część ważnych, część mniej… Zdecydowanie wolałbym, żebyś już tutaj była w pobliżu. Wiem, że będzie dużo czasu, ale nie potrafię opowiadać tak jakbym sobie tego życzył, jak opowiadają ci, których nie chce przestawać się słuchać. Pozapominam bardzo dużo z tych spraw życia codziennego. Z tych uśmiechów, pierwszych podmuchów wiosennego ciepłego wiatru, smaku świeżej pszennej bułki z mlekiem i zapachu po gwałtownej burzy letniej. Przypomnij mi wtedy, proszę, abym nie zapomniał.