Gdybyś wiedziała – Przez palce przepuszczać Twoje włosy.

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: torowisko

Jedno z najromantyczniejszych miast świata. Zabieramy ze sobą przewodnik po Paryżu, który kupiłem kiedyś w Warszawie. Przeglądałem go kilkukrotnie i naprawdę przedstawia się obiecująco. Wykorzystamy kilka cennych podpowiedzi, wspólnie będziemy czytali zwięzłe i co ważniejsze, interesujące opisy miejsc polecanych przez autorów. Przewodnik to tylko pomocne narzędzie, ponieważ poruszamy się własnymi drogami. Wspólnie rysujemy ścieżki, przystanki i wybieramy miejsca, gdzie chcemy się zatrzymać i nie odchodzić jak najdłużej.

Tym samym powinniśmy malować wspomnienia francuskim śniadaniem i pocałunkiem na szczycie wieży Eiffla. Zagubić się w spacerze po Polach Marsowych i na dobre zapomnieć o czasie. O czasie przytulić się i wpatrywać w każdy detal przykuwający naszą uwagę. Biec na metro i wybrać się na targ. Omijać autobusy i nie zobaczyć tramwajów. Uśmiechać się do ludzi, dziękować i robić niezrozumiałe miny. Żyć nie być. Brać pełnymi garściami i przez palce przepuszczać Twoje włosy. Wstać wcześnie rano i przeczytać wiersz Stachury. Nie pozwolić Ci zasnąć pocałunkiem. Objąć w talii, ochraniając przed chłodnym wiatrem wieczornym. Iść wzdłuż Loary i chłonąć te miasto, obrazy malowane ludzkimi rękoma, wysiłkiem, krwią i marzeniami. Wykrzyczeć na cały głos jak bardzo jesteś mi potrzebna. Nikt nie zrozumie, a jak zrozumie niech nam pomacha w serdecznym geście lub nakrzyczy z twarzą zaczerwienioną od zdenerwowania.

Zabiorę Cię potem na paryskie torowisko. Mam je na zdjęciu. Jedno z najbrzydszych miejsc na świecie, jakie kiedykolwiek widziałem, bo te miasto jak każde inne ma wiele twarzy. Odwiedzimy kilka niehollywoodzkich miejsc. Nie będzie to Paryż z telewizyjnych programów i filmów, ani nawet naszego przewodnika. Zobaczysz jak mało kolorowe potrafią być uliczki przecinające miejsca niedaleko najbardziej znanych atrakcji. Trzymaj się wtedy blisko mnie i nie wygłupiaj. Zanim opowiesz mi, co o tym myślisz nie pozwól, żeby coś Ci się stało.
Tutaj widziałem szemranych handlarzy, którzy pod kurtkami nosili lewy towar proponując głównie turystom. Zegarki, biżuteria, wszystko dla naiwnych – tak mógłby brzmieć slogan. Szansa dla naiwnych przyjść tutaj i kupić coś takiego. Niebywale kiepska szansa jak sądzę.

Póki będę wpół kroku za Tobą, obejmując grzecznie Twoją talię, myśląc niegrzecznie dłoń zacisnę niedelikatnie, tak jak lubię. Ulica dla nas zupełnie bez wyzwania, do wielu innych podobna, do przejścia.

Francuskie Nestea smakuje zupełnie inaczej od polskiego. Nie smakuje mi aż tak bardzo jak zwykła smakować. Kto by pomyślał, że różnica będzie tak wielka.

Zastanawiam się ile osób usłyszało fałszywą obietnicę Paryża, wyśnionego romansu i hollywoodzkiego scenariusza obejmującego każdy aspekt dnia. Poza nimi ilu naiwnych jeszcze uwierzy. Dobrze jest wierzyć, niedobrze jest obiecywać i nie dotrzymywać obietnicy, a jeszcze gorzej obiecując kłamać.

Gdybyś wiedziała – Podaj mi pocisk lub strzel.

Kraj: Polska, miasto: Bydgoszcz, miejsce: klub

W sumie nienawidzę takich dni, gdy nie rozmieniamy się na drobne. Dzisiaj zachowujemy się jakbyśmy się nie znali. Podaj mi pocisk lub strzel. Wyślij mnie do piekła precyzyjnie mierząc w serce lub głowę.

Co jakiś czas dostaję, ale w rękę tylko lub w bark. Raz przestrzeliłaś mi kolano, później przyjechała karetka. Sanitariusz był bardziej zdziwiony ode mnie, ja przestraszony i zniechęcony. Trzy razy zwracałem, później podano mi jakieś pigułki i podłączono kroplówkę. Powiedziałem, że źle mi się spało. Uwierzyłaś. Za każdym razem łudzę się, że jestem o jedną kulę od końca problemów, ale ta chwila nie nadchodzi. Wygląda na to, że nie jestem wystarczająco dobry dla Ciebie, więc skoro z kimś innym masz być szczęśliwsza, zrób mi tę przyjemność. Później nie wracaj we wspomnieniach, ani nie przypominaj o sobie w wiadomościach wysłanych niby przypadkiem. Możesz usunąć mój numer telefonu, jak ja usuwam się z Twojego cudownego życia, gdzie wszystko jest piękne i na swoim miejscu. Tylko nie zapominaj, że napisałaś pierwsza, a później kiepsko udawałaś, że żałujesz. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się dobrze dlaczego pieprzyłaś mi o mojej wyjątkowości, wyjątkowo nie przebierając w słowach.

Imprezy wychodzą i wracanie nad ranem do domu. Z zazdrością bywa różnie, ale ogólnie jest stabilna, powiedzmy. Kiedy piszemy całą noc i nagle masz na mnie ochotę potrafisz być tak miła, że aż sztuczność zachęca do powąchania kleju. Kiedy jesteś wstawiona w jakimś klubie niedaleko, a ja siedzę ze znajomymi w innym to wychodzę do Ciebie i idę, bo nie mam pojęcia, co możesz zrobić w takim stanie, co ktoś może Ci zrobić. Chyba się po prostu martwię, wiesz? Nagle okazuje się, że tęsknisz, że chcesz się przytulić i pocałować. Pomimo tego, że się nie umówiliśmy zdążyłaś już się zniecierpliwić i tak bardzo się cieszysz, że jednak jestem. Chcesz wyjść ze mną, chcesz się całować i dotykać. I nie wiem dlaczego przypomina mi się dziewczyna kumpla, która zawsze podkreślała, że ma ochotę na seks, gdy jest pijana. Chłopaka zazwyczaj w pobliżu nie było. Przypominam sobie również jak kilku typów niosło jej nieprzytomną koleżankę. Gdy zbiorę to w całość przed oczyma pojawia mi się podobny obraz z Tobą w roli głównej. Jestem wkurwiony. Nie lubisz przy mnie pić alkoholu, nie potrzebujesz go dużo, ale jak tyko czujesz, że wypiłaś odrobinę ponad normę wzywasz mnie jak Anioła Straż. Przecież coś z nami jest nie tak. Nie powinniśmy tak funkcjonować, a jednak idziemy trzymając się za ręce, wykorzystując siebie wzajemnie.

Na kilka dni znikamy ze swojego radaru, a z Twojej strony pojawia się wstyd. Przepraszasz, jak zazwyczaj. Staram się tłumaczyć, że w sumie nie masz za co, bo nikt mnie nie zmuszał, żebym przychodził po Ciebie w środku nocy, ani rozbierał, a jednak to zrobiłem. Myślę, że w takich momentach szybujemy gdzieś poza rozsądek i to pewnie nie skończy się dobrze. Marnujemy kolejne dni. Idąc rano przez miasto zastanawiam się co u Ciebie, jakoś się martwię nawet, gdy nie chcę, ale tracę Cię za każdym razem i staję się dla Ciebie coraz bardziej obcy. Czekając na światłach na szybko piszę wiadomość, że coś tam, gdzieś tam, bez większej treści, bo czuję, że jako zapalnik to wystarczy i już po chwili dostaję odpowiedź. Znowu mamy się spotkać i poudawać szczęście, pogadać o wszystkim i o niczym, zaliczyć jakąś kawiarnie, a później siebie na deser. Tak się składa, że wieczorem spełniamy scenariusz krok po kroku, a na dłoniach zostaje mi Twój zapach. Patrzysz na mnie w podejrzany sposób, bo patrzysz tak, jakbym znaczył coś więcej i nawet to powtarzasz. Im jest lepiej między nami tym gorzej kończy się dzień, bo dzisiaj wylądowałem w łóżku z Twoją koleżanką, znowu. Na pożegnanie powiedzieliśmy sobie, że to się nie powtórzy i zastanawiałem się wracając do siebie czy wspólnie ustalałyście tekst na pożegnanie.

Gdybyś wiedziała – Jesteś inspiracją nieskończoną. Jesteś niemożliwa.

Kraj: Niemcy, miasto: Kolonia, miejsce: pokój hotelowy

Jesteś inspiracją nieskończoną. Nigdy nie wysychającą studnią. Wiecznym źródłem dającym początek. Końcem dnia. Lekarstwem, kluczem możliwości. Wymagaj ode mnie tyle, ile jestem w stanie dać z siebie. Samemu mogę nie zobaczyć ile jeszcze miejsca przede mną lub jak daleko mogę się cofnąć. Bądź moimi oczyma, kiedy nie będę mógł patrzeć. Składam w Twoich delikatnych dłoniach siebie z cechami i wadami, jakim jestem. Zaopiekuj się mną niedoskonałym. Wiem, że potrafisz.

Śpisz obok, a ja kolejną noc zarywam nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Czasami budzę się w nocy i również przyglądam się Tobie przez jakiś czas. Później chodzę niewyspany. Denerwujesz się na mnie, mówisz, że tak nie można. Tłumaczę, że to silniejsze ode mnie, że przecież nie robię tego specjalnie. Zdarza się od czasu do czasu jak teraz. Przyglądam się Twoim dłoniom, które włożyłaś pod głowę, żeby było Ci wygodniej. Dzisiaj zostawiłaś mi trochę więcej miejsca niż ćwiartkę łóżka, ale do rana jeszcze kilka godzin, więc wszystko przed nami. Odkryłaś się trochę, przyglądam się zarysowi Twoich bioder, chociaż chyba powinienem Cię okryć. Przyglądam się dalej. Powtarzasz, że mój ulubiony strój w jakim chciałbym Cię oglądać to brak stroju, coś w tym jest. Wygląda na to, że mam mądrą dziewczynę. Śpisz dalej, a ja się przełamuję i w końcu Cię przykrywam. Nie chcę, żeby było Ci zimno. Musimy zmienić łóżko w mieszkaniu, bo jest strasznie niewygodne. Mówisz, że Tobie to nie przeszkadza, ale nie przeszkadza Ci również, gdy przesuwasz się w nocy na środek i zajmujesz je w większości. Dlatego w tym wypadku Twoje zdanie liczy się trochę mniej. Takie łóżko jest w porządku, wygodne i duże. Kiedy śpisz na środku zostaje dla mnie jeszcze sporo miejsca.

Wierzchem dłoni głaszczę Cię po skroni i wyglądasz jakbyś się uśmiechała. Przyglądam się Tobie śpiącej obok i chyba widzę swoją przyszłą żonę. Jest między nami tyle świetnych rzeczy, że coraz częściej przychodzi mi to do głowy. Tego też nie kontroluję. Nie powiem Ci o tym, bo przewaga w postaci ciała jakie masz to i tak za dużo. Zastanawiam się czy coś Ci się śni właśnie. W przeciwieństwie do mnie rzadko zapamiętujesz sny, a chciałbym wiedzieć, co tworzy Twoja wyobraźnia. Kolejne minuty mijają bardzo szybko. Cieszę się, że rano nie idziemy do pracy, że będziemy mogli poleżeć dłużej i kochać się dłużej, i nie musieć wstawać tak na dobrą sprawę. Kiedy codzienność to w znacznej mierze praca takie dni to rzadkość i moja ucieczka.

Przebudzasz się. Otwierasz oczy i patrzysz na mnie zaspanym wzrokiem. Pytasz czy znowu to robię, czy znowu Ci się przyglądam. Uśmiechasz się przy tym i brakuje mi słów jak na pierwszych randkach. Mówię, że miałem na Ciebie ochotę tylko. Odpowiadasz, żebym się nie wygłupiał i zasypiał, albo żebym zrobił na co mam ochotę i przynajmniej Cię nie budził. Teraz ja się śmieję.

Dobranoc. Jesteś niemożliwa.

Gdybyś wiedziała – Pocałowałaś mnie w policzek.

Bez znieczulenia przypominasz, że jesteśmy dorośli, że jesteś niezastąpiona. Nasze ponowne zetknięcie warg to coś więcej niż spowszedniały pocałunek niebezpiecznego przyzwyczajenia. Tracę na chwilę dech jakbym właśnie umierał, gdy odchodzisz i ponownie całujesz mnie na pożegnanie. Stoję schowany gdzieś w mroku i przyglądam się Twoim ruchom, później pozornie sama stawiasz czoła tym, dla których to tylko puste słowa. Jeszcze nim rzeczywiście będę musiał odejść widzę Cię siedzącą obok i wtulająca w moje ramiona, stęsknioną za byciem wyjątkową i jedyną, ciągle nieświadoma swojej dla mnie roli.

Obejmuję Cię w talii, czuję jak Twoje długie włosy opadają bezgłośnie na moje dłonie i mocno lubię, gdy jesteś speszona i, gdy tańczysz pośrodku świata cudzych spraw. Ten widok, gdy rozświetlasz zasępiony pokój, i wprowadzasz kolory w czarnobiałe życie nieskończonych obrazów, z których rezygnowano bez mrugnięcia okiem jak ze mnie. Nie potrzebujesz muzyki, a ja potrzebuję Ciebie, żeby łapać życiodajny oddech. Głębia uczciwości w Twoich oczach jak gdyby właśnie ode mnie zależało jutro, łącznie z tą głębią jakbyśmy właśnie spacerowali plażą w burzowe popołudnie. Tylko ode mnie zależy Twoje bezpieczeństwo wtedy, jak ból głowy teraz, bo bez obecności nie przejdzie, bez pocałunku w skroń tym bardziej.

Od kilku dni planowałem nieco bardziej wyszukaną kolację, abyś mogła uśmiechnąć się zasiadając do niej z myślą, że to tylko dla Ciebie. Żebyś mogła odczuć, że słowa nie pozostają jedynie słowami i nie potrzebujemy sztucznie specjalnych okazji, bo kiedy jesteś w pobliżu każda jest lepsza od tamtych. Szukałem myślami smaków i potraw, które mógłbym przygotować, które mogłyby Ci smakować. Niestety pracowałem do późna, przez co zdążyłem jedynie zrobić zakupy. Z planowania wyszło niewiele, ale Tobie zupełnie to nie przeszkadzało. Nie narzekałaś, że zaprosiłem Cię na jedzenie, które dopiero będzie trzeba przygotować. Pomagałaś mi zadowolona wciąż opowiadając od dniu i poprzednim. Co chwilę traciłem koncentrację, bo jako facet nie mogłem patrzeć obojętnie. Ciepłym wzorkiem śledziłaś moje, dla Ciebie, starania. Z wdzięcznością pocałowałaś mnie w policzek, aż zaniemówiłem przez chwilę.

Odwracasz się do mnie i ściągasz niebo do moich snów mrugnięciem długich rzęs ze spokojem przypominając dlaczego jestem zadłużony w Twoich ramionach, w dotykaniu ich. Moje bycie obok nieistotne, bo staram się ubrać w słowa niewypowiedziane, ale łapiąc mnie za dłoń chwytasz mnie za serce i nie potrafię, nie chcę zatrzymać tych emocji wypełniających moje wnętrze. Jeszcze nie wiesz jak działa na mnie Twoja sukienka i jej szelest, gdy opada ściągnięta. Nie wiesz jeszcze, co się stanie, gdy za oknem rozpęta się piekło, a między nami rozstąpi się ziemia.  Codziennie odkrywamy się na nowo, każdego dnia ponownie ofiarowuję Ci moje zaufanie, Ty ścielisz nasz dzień wspólnymi marzeniami. Kiedy się wyłączam znowu siedząc sam, nie pozwalasz skaleczyć się ciągłym roztrząsaniem tego, co życie rzuca na barki, zamiast tego szepczesz kojąc każdą z ran na przestrzał. Odgadując moje pragnienia zabierasz mnie stamtąd, nawet, gdy jestem nie do wytrzymania, bo znowu plan nie zrealizował się jak powinien.

Gdybyś wiedziała – Rozmazuje Ci się tusz, a mi pęka serce.

Po kilku godzinach chodzenia paryskimi ulicami zwyczajnie zgłodnieliśmy. Śniadanie było dawno, dawno temu i jeśli nie zjesz nie będziesz miała siły zwiedzać dalej, a później robić zakupów. Oboje nie chcemy, żeby coś takiego miało miejsce, a ja sam padam z głodu więc rozglądamy się za miejscem, gdzie moglibyśmy coś pożreć.

Kluczymy bocznymi uliczkami między urokliwymi dziewiętnastowiecznymi kamienicami. Opowiadam Ci, że kiedyś byłem w podobnym miejscu, że przynieśli mi tak mało jedzenia, że więcej energii poświęciłem na oczekiwanie. Mówisz, że pewnie przesadzam, że z moimi oczekiwaniami niejedna restauracja robi mi na złość. Nie zgadzam się, ale nie wykluczam, że masz rację. Mówię, że oddychamy innymi powietrzem i chyba przenieśliśmy się w czasie, odpowiadasz, że być może, ale Twój głód się nie zmienił. Na przestrzeni kilkuset metrów pojawiają się kameralne restauracje, wybieramy tą, gdzie jest najwięcej gości.

Odsuwam Ci krzesło i sam zajmuję miejsce. Przyglądam się Tobie i zauważam, że coś jest nie tak, że masz smutny wyraz twarzy. Pytam czy coś się stało, a Ty odpowiadasz, że nie, a ja nie potrafię w to uwierzyć. Powtarza się ta sytuacja, w której coś Cię trapi i nie wiem jak do Ciebie dotrzeć. Być może Ty masz ułożony plan w jaki sposób powinienem do Ciebie trafić, ale jak widać, pomimo starań, nie bardzo mi wychodzi. W milczeniu wybieramy obiad, zamawiamy i każda minuta zaczyna się wydłużać. Powietrze staje się cięższe. Przyglądasz mi się przez sekundę i odwracasz wzrok w drugą stronę.  Nie wiem jak mam to interpretować, jak interpretować Ciebie w takich chwilach. Wyglądasz dokładnie wtedy jak w dniu, kiedy wyszłaś kłócąc się z rodzicami, ze sobą i ze światem, a na końcu ze mną, bo się spieprzyło wszystko i to był dzień, w którym nie wierzyłaś w to, że marzenia się spełniają. Staram się odzywać i mówię coś delikatnie, pytam czy to ma ze sobą coś wspólnego. Nie odpowiadasz i wtedy nabieram pewności, że dokładnie tak. Odlatujesz i jesteś już daleko stąd. Wkraczasz w ten stan, kiedy ja zupełnie się nie liczę, kiedy nie potrafisz ze sobą wytrzymać i bezpretensjonalnie ściekają Ci łzy po policzkach. Gubisz się w swoich myślach i pragnieniach, zaczynasz udowadniać, że dajesz z siebie więcej i po chwili znowu siedzisz cicho. Najgorsze jest to, że w tych momentach jestem bezsilny i psuje się wszystko. Znowu coś zrobiliśmy nie tak i znowu przypomina o sobie ostatnia poważna kłótnia. Mówiliśmy, że chcemy iść dalej na zmianę, ale jeszcze nie wspólnie i mijamy się w oczekiwaniach. Wtedy wychodzimy od siebie i nie słyszymy dobranoc. Niby wiemy, że jest w porządku, że chcemy się postarać, pozbierać i iść dalej naprzód, a jednak brzmi to mało przekonująco. Rozmazuje Ci się tusz, a mi pęka serce. W tym momencie zupełnie nie liczy się Paryż, ani otoczenie, ani dziewiętnasty wiek. Czuję jak daje znać o sobie moja arytmia serca i muszę uspokoić oddech. Ponownie rzucasz mi przelotne spojrzenie, jest w nim coś agresywnego. Przeżywam to kolejny raz i boję się coraz mocniej, bo to chwile, w których nie znamy się zupełnie. Nie mam pojęcia co się stało. Jedyny ruch jaki potrafię zaobserwować to mruganie Twoich oczu i kolejna opadająca łza. W takich chwilach przypominam sobie jak łatwo wszystko przegrać.

Kelner podaje zamówiony obiad. Siedzisz w bezruchu, nie bierzesz nawet kęsa, wstajesz i odchodzisz bez słowa, bez uśmiechu, bez spojrzenia. Zamurowany rzucam banknot na stół i ruszam za Tobą. Nie wiem jak to się skończy.

Gdybyś wiedziała – O jakieś trzy za późno.

Potraktowałaś mnie jak śmiecia i w sumie nie bardzo się zdziwiłem, gdy napisałaś, że teraz masz już to wszystko gdzieś. Już brak zdziwienia powinien być czerwonym alarmem jednak przeprogramowałaś moje rozsądne myślenie na to, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Wiadomości w środku nocy nigdy Ci nie wychodziły i ta też nie była dobra.

Kilka razy wyłamałaś się z tej reguły, ale to wciąż tylko kilka. Liczyłem, że po takim czasie zasłużyłem sobie na byś powiedziała mi to prosto w oczy, ale myliłem się. Odpowiedziałem, że możesz już o mnie zapomnieć, bo przecież nie będę robił niczego przeciwko Tobie. Czytałem tą wiadomość kilka razy, żeby upewnić się do treści, aż upewniłem się tak, że zrobiło mi się niedobrze. Później było tylko gorzej. Nigdy wcześniej się Tobą tak nie rozczarowałem, ale ok, nie ma już o czym mówić. Zapomnij o mnie po prostu i miej tyle honoru, żeby nie wracać i nie próbować znowu.

Chciałem tylko, żebyś była szczęśliwa, za dużo chciałem. Po tamtej sytuacji nie chciałem niczego, ani wstać z łóżka, ani zasnąć. Nie chciałem wychodzić z domu, nie miałem ochoty na nic. Różne rzeczy przychodziły mi do głowy i nie było w tym nic mądrego. Ból utrudniał oddychanie, ale przecież to nic takiego. Tak łatwo przyszło uśmiercić to, co było między nami, w imię czego? A teraz jakaś kolejna leży obok i znowu jest środek nocy i na pewno nie jest tak jak powinno być. Kurwa mać, to takie bez sensu. Ona wstanie rano, a wieczorem obejrzy film ze swoim chłopakiem i będą się zachowywali jakby nic się nie stało. My też i to jest najgorsze. Nie wiem czy potrafię być choć trochę lepszym, ale gorszym na pewno. Tego akurat jestem pewien udowadniając sobie kilka razy w tygodniu poprawę. Piszesz, że miałaś coś innego na myśli i pewnie sama w to nie wierzysz, wygląda to beznadziejnie. Takie tłumaczenie jest zupełnie nie w Twoim stylu. Jest słabe, co dodatkowo łamie mi, nazwijmy to, sercem. Wyrządziłaś bałagan, którego nie da się zamieść pod dywan. Nie sądzę, żebyśmy nie potrafili. Sądzę, że to kiepskie wyjście i żadne rozwiązanie. Wypominamy sobie wzajemnie kilka ostatnich dni, ustaleń, że mieliśmy siebie nie pouczać w takich chwilach. Mogę przestać mówić jeśli wolisz się całować, albo rozebrać przede mną. Później zabiorę Cię z powrotem do miasta i zostawię zupełnie jak Ty mnie ostatnim razem. Nie odpowiem na Twój telefon, bo przecież lubimy to sobie robić. Lubimy przyglądać się jak druga strona wypruwa sobie żyły wysyłając kolejną wiadomość przechodząc przez wszystkie stany emocjonalne. Jakoś nas to dziwnie kręci, boję się oceniać, nie chcę. Już nie mogę, bo jestem w rozsypce, ale akurat naszła Cię ochota na zabawę uczuciami, a przeprosiłaś mnie dopiero po czterech dniach. O jakieś trzy za późno.

Gdybyś wiedziała – Czerwone światła sprzeniewierzyły się przeciwko Tobie.

Kraj: USA, miasto: Nowy Jork, miejsce: taksówka

Otworzyło się nad nami niebo i tym razem nie były to promienie opatrzności tylko ściana wody, która zrobiła z nas dwoje naprawdę mokrych ludzi. Zapomniałem swojej super tajnej parasolki 007, w której wystarczy wcisnąć przycisk, aby się otworzyła. Przemoknięta powtarzasz ósmy raz, że przecież mnie o to prosiłaś. Pytałaś też czy w ogóle Cię słucham. Zastanawiam się co chcesz przez to powiedzieć i wiem, że chodzi o to, że jestem zły i niedobry, i zły.

Pogoda pokrzyżowała nam plany na dzisiejszy wieczór, ale równie dobrze moglibyśmy być gdzieś w środku jakiegoś budynku. Nie moja wina, że w przeciągu kilku minut spadło tyle deszczu ile zazwyczaj pada w przeciągu godziny. Myśleliśmy, że mamy tylko kilkanaście metrów, żeby się schować, nie zdążyliśmy, bo z Central Parku wszędzie jest dalej. Przestało padać i wychodzimy z ukrycia. Ten daszek zrobił dzisiaj kawał niezłej roboty. Patrzysz na mnie cała przemoczona i tylko wdychasz ciężko. Proponuję taksówkę. Odpowiadasz, że Tobie jest już wszystko jedno. Nie znoszę tej odpowiedzi, ale to nie miejsce i czas, żeby rozpoczynać rozmowę na ten temat. Chwilę później zatrzymujemy żółtą taksówkę i wsiadamy do środka.Taksówkarz patrzy na nas spod byka, pewnie jedyne o czym teraz myśli to nasze mokre tyłki na tyle jego samochodu. Pyta się szorstko dokąd, podajemy adres i ruszamy w kierunku hotelu. Zastanawiam się kto w tej taksówce jest w najgorszym nastroju, odwracam się w Twoją stronę i już nie mam złudzeń. Przyznaję się do błędu i czuję jak Twoja ręka zaciska się na mojej. Mówisz, że już czujesz się lepiej i przepraszasz za ten wybuch. Jestem zaskoczony i podejrzliwy. Widzisz moją reakcję i spokojnie prosisz, żebym nawet nie próbował. Chcesz jak najszybciej dotrzeć do domu i ściągnąć z siebie te mokre ubrania. Odpowiadam, że też tego chcę. Insynuujesz, że myślę tylko o jednym. Odbijam piłeczkę, bo bardzo dobrze wiesz, że nie tylko. Przymykasz oczy, jesteś zmęczona. Muszę przestawić się na tryb opiekuńczy i zmienić sposób myślenia o Tobie w tej chwili. Odgarniam Ci wciąż mokre włosy mówiąc, że jesteś śliczna. Dziękujesz i kierujesz zmęczony wzrok poza szybę samochodu.

Chciałem Ci poopowiadać o nowojorskiej taksówce i kilku miejscach, które mijaliśmy po drodze. Jednak nie sądziłem, że weźmiemy ją w takich okolicznościach. Opowiem kiedy indziej.

Dojeżdżamy na miejsce. Płacę za przejazd i wychodzimy na zewnątrz. Twierdzisz, że czerwone światła sprzeniewierzyły się przeciwko Tobie. Kilka przechodzących osób wyraźnie mierzy Cię wzrokiem, są wśród nich mężczyźni, kobiety, nastolatki. Naprawdę nie wiem czy tego nie zauważasz i do dzisiaj mam problem, żeby w to uwierzyć. Kierowcy zły humor też chyba przeszedł zaraz po tym jak spojrzał na Ciebie. Później zerkał jeszcze kilka razy.

Gdybyś wiedziała – Przez Ciebie stanę się patriotą na etat, dwa, lub trzy…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: Łuk Triumfalny, Pola Elizejskie

Niebieskie jeansy, biała bluzka. Nie tylko w tym będziesz wyglądała zmysłowo. Na ilu osobach, poza mną oczywiście, zrobisz większe wrażenie niż jakiś tam Łuk Triumfalny? Na wielu. Jestem o tym przekonany. Nie zapomnę tego widoku i chwili, gdy razem wejdziemy na szczyt. Zwłaszcza momentu, kiedy będziesz wchodziła po schodach, bo ja oczywiście zgodnie z etykietą puszczę Cię przodem. Zupełnie nie jak dżentelmen będę się przyglądał Twojemu zmysłowemu ciału, jak stawiasz kolejne kroki.

Jeżeli okaże się, że będę musiał Cię dogonić nie bądź zaskoczona. Zresztą nie tylko na schodach, również na płaskim chodniku i na przejściu dla pieszych. Pilnuj mnie wtedy, zwłaszcza na przejściu dla pieszych, bo mogę nie usłyszeć nadjeżdżających samochodów. Niedługo po tym świadomym incydencie wspólnie zobaczymy Paryż u naszych stóp po raz pierwszy. W kółko będę chciał słuchać jak odbierasz otoczenie. Może będziesz zaskoczona, może zachwycona, nie wiem. Dla mnie możesz być rozczarowana tylko opowiedz dlaczego. Chyba będę zazdrosny jak w wielu innych miejscach o to w jaki sposób pachniesz. Nie gniewaj się wtedy za bardzo. Zwyczajnie uprzedzam. Zamiast tego przypomnij mi, że jesteś tylko moja, tylko dla mnie. Przytul z całych sił, abym mógł poczuć zapach Twoich włosów i powtórnie zatracił dech.

Właśnie zdradziłem plany na dzień dzisiejszy, a teraz wyobraź sobie każde inne miejsce zamykając oczy na kilka sekund. Niech wyobraźnia przeniesie Ciebie kilkanaście lub kilka tysięcy kilometrów stąd zupełnie jak we śnie, gdziekolwiek będziesz miała ochotę. W rzeczywistości nie ma nas tam, w tej właśnie chwili. To nazbyt oczywiste, wiem. Jednak kilka lat temu stałem dokładnie tu bez Ciebie. Nie było nas w tym samym miejscu. Pozornie ten sam kraj, niebo i ziemia, a jednak inne podobnie jak zachwyt.

Poszukaj dla nas polskości w tym miejscu. Mów na głos i bądź dumna jak jestem ja. Jak wtedy, gdy byłem tutaj po raz pierwszy. Przez Ciebie stanę się patriotą na etat, dwa, lub trzy, bo nie wyobrażam sobie inaczej. Powiedz co Ci się tutaj podoba najbardziej, a co nie. Skomentuj pogodę i mijającą nas, nieznajomą parę. Porównaj wrażenia z oczekiwaniami. Bądź szczera, jak wtedy, gdy jeszcze nie mieliśmy pewności. Będę patrzył. Nie wiem jak długo uda mi się słuchać uważnie, pomimo starań. Być może ponownie zatonę w urzekającej barwie Twojego głosu, kształcie malinowych warg i nagle znajdę się w zupełnie innym świecie.

Gdybyś wiedziała – Najpiękniejsze chwile muszą się kończyć…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: Wieża Eiffla, Pole Marsowe

Jeżeli tylko trafimy na upalny dzień zabiorę od Ciebie rzeczy, albo najpierw oddam, żebyś miała się w co ubrać… Gdy będziemy już w drodze zabiorę różne drobiazgi, żebyś nie musiała ich nieść i będę kazał Ci dużo pić, albo poproszę… Na pewno będę kazał się pocałować, czasami nie zapytam o zdanie. Jak to ja. Zupełnie jak wtedy, gdy nagle moja ręką zaciska się na Twoim pośladku. Może tym sposobem będzie Ci chociaż odrobinę łatwiej. Iść oczywiście.

Fundamenty mają tutaj jakieś czternaście metrów głębokości. Podejrzewam, że to całkiem dużo skoro wytrzymały już tyle lat i setki tysięcy odwiedzających. Jesteśmy w miejscu, gdzie praca nad fundamentami jest niezwykle ułatwiona. Magia tego budynku, tego miasta. Dookoła rozległa przestrzeń, dziesiątki ludzi przechodzą w każdym kierunku niosąc w sercach setki uczuć. Zdaję się, że tutaj wszystko jest odrobinę łatwiejsze. Jak gdyby słońce świeciło ciut jaśniej i nawet gdybyśmy skończyli na bruku, tutaj wyglądałoby to inaczej. Czuję, że gdybym coś spieprzył, wybaczyłabyś mi szybciej i mogłabyś być jeszcze bardziej wyrozumiała. Rozmyślanie przerywa Twój delikatny głos.
Opowiedz mi co robiłaś, gdy nie było mnie w pobliżu. Czym zajmowałaś się na co dzień? Co Cię martwiło? Czy kiedyś otarłaś się o śmierć, o myśli, że wszystko jest nieważne? Odpowiedz na te pytania lub milcz – szczęśliwa. Dopóki będziesz przy mnie, a największym szczęściem dla mnie będzie radość w Twoich oczach, za którą będę odpowiedzialny miejsce nie będzie miało znaczenia.

Przeciwności nie zabraknie, tak jak na co dzień ich nie brakuje. Nie tylko nam. Pamiętaj, że najtrudniejsze będziemy mieli za plecami – odnalezienie siebie. Teraz z niczym nie musimy się śpieszyć. Możemy postać w ciszy, otwierając się jak podczas najwspanialszej rozmowy. Usiąść choćby na metalowych schodach, czy krzesłach. Postaram się wytłumaczyć swoje zachowanie jeżeli tylko mi pozwolisz i będziesz chciała wysłuchać, uwierzyć. Jednak wcześniej otulmy się ciszą, byciem przy sobie. Przyciągnę Ciebie z całych sił, przytulę unosząc w górę upewniając się, że tym razem jesteś naprawdę.
Magnes Twoich ust będzie silniejszy ode mnie. Będę chciał zatrzymać tą piękną chwilę i nie wypuszczać jak Ciebie, jednak nie pozwól mi na to. Najpiękniejsze chwile muszą się kończyć, aby świadomość zarejestrowała jak bardzo będę tam z Tobą szczęśliwy.

Gdybyś wiedziała – Kilka godzin w trasie przespałem…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: torowisko

Kilka godzin w trasie przespałem. Miałem swoje powody, bo autokar odjeżdżał przed piątą nad ranem, a to nie jest pora, w której bywam w najlepszej formie. Wjeżdżamy do stolicy Francji, miasta legendy. To tutaj miały początek między innymi pierwsze zorganizowane akcje napadów na banki i podobne punkty. Wyglądało to mniej więcej tak, że bandyci już na początku dziewiętnastego wieku korzystali z usług zawodowych kierowców. Akcja rabunkowa przebiegała zazwyczaj szybko i sprawnie. Sprawcy odjeżdżali z łupami, a w pościg ruszała policja konna.

Łatwo odgadnąć, że wskaźnik zatrzymań w przypadku takich napadów był bardzo, bardzo niski. Mówi się, że jeden z takich nieuczciwych kierowców woził samego sir Artura Conana Doyla, autora kryminałów o przygodach Sherlocka Holmesa. Jak widać Doyle znał się nie tylko na pisaniu, albowiem wiedział również jak dobierać sobie podwładnych. Warto dodać, że taki rozmach w Ameryce miał miejsce dopiero w latach trzydziestych. Mafia z Chicago mogła się uczyć od Francuzów.

Akcje rabunkowe są co najwyżej ciekawą anegdotą, bo w Paryżu działy i wciąż dzieją się znacznie gorsze rzeczy. Prostytucja francuska, wraz z handlowaniem ludźmi to tradycja porównywalna do mody odzieżowej i perfumeryjnej. Przewroty, przekręty, obalenia rządów. Narkotyki, strzelaniny, ubóstwo i grupy przestępcze, tego w tym mieście nie brakowało i nie brakuje na pewno. Z jednej strony dziedzictwo kulturowe całego świata, z drugiej całe jego zło czające się gdzieś poza światłami blichtru. Dzisiaj widzę tutaj ogromny przekrój etniczny, który na siłę musi ze sobą tworzyć społeczeństwo. Zamieszki sprzed kilku laty pokazują jak kruche filary ma taka forma rządzenia ludźmi. Wybuchy nienawiści i kilometry pochodów, dziesiątki podpalonych samochodów i powybijanych witryn. Według mnie powtórka jest tylko kwestią czasu. Takie miasta to niebezpieczne demony, ujście całej niedoskonałości systemów politycznych bez względu na ich rodzaj. Zdecydowanie Paryż w płomieniach by mnie nie zadziwił.

W środku dnia idę mniej atrakcyjnymi dla turystyki ulicami, świadomie wyszedłem poza przewodnik. Mam wrażenie, że jestem pośrodku czegoś nieprawdziwego. Nie przeszkadzają mi różne kolory skóry, czy wyznania, ale tutaj można odnieść wrażenie, że one przeszkadzają sobie nawzajem. Wymieszane napisy arabskie z francuskimi, przeróżne flagi i dekoracje różnych kultur kłócą się ze sobą. Być może przesadzam, ale poza szarością wielu głównych ulic Paryża ten widok dotknął mnie najbardziej. Przechodząc obok mężczyzny handlującego trefnym towarem uświadomiłem sobie, że to zupełnie nie te miasto, które poznałem z telewizji. Każdy stara się zarobić na życie, znaleźć na siebie pomysł. Tysiące osób przecinają ulice i skrzyżowania, jest szaro i smutno. Niedopałek papierosa ląduję obok śmietnika i ginie pomiędzy foliowymi opakowaniami, a kartonowymi kubkami po kawie. Tłumy ludzi czekają na zielone światło. Wyglądają różnie, różnie są ubrani. Nie wymawiając słowa może jestem dla nich kolejnym Francuzem, kimś niepotrzebnym tutaj.

Naglę staję nad mostem pod którym przebiega osiem torów kolejowych. Widok jest wprost niesamowity. To jedno z najbrzydszych i najprawdziwszych miejsc, które widziałem. Most, tory, kamienie pomiędzy, przęsła wzdłuż torowiska. To wszystko było po prostu zardzewiałe, brudne. Mury zamalowane byle jakimi napisami. Dodatkowo praktycznie brak zieleni, samochody zaparkowane jeden za drugim, kilkupiętrowe nieodremontowane budynki sprzed kilkudziesięciu laty. Do tego mieszkańcy jakby wyrwani z innej epoki, z innego miejsca. Te elementy zebrane w jedną całość stworzyły obraz, który na stałe utkwił mi w pamięci.

W Paryżu mógłbym zatracić się w Tobie na dobre.