Przecież doskonale wiemy, że nie chodzi o miejsca, ale o ludzi.

Przecież doskonale wiemy, że nie chodzi o miejsca, ale o ludzi. Chodzi o mnie i o nią. O was. Wspomnienia, które buduje się wspólnie gdziekolwiek. Na dworcu, między blokami, w drodze pomiędzy sklepem, kawiarnią i pubem. Celebruje się śniadanie i pobudkę z dala od zgiełku miast, szklankę krystalicznej życiodajnej wody w upalny dzień.

Kiedy patrzy się na świat inaczej – subtelniej, potrafi być piękniejszy. Zniewoleni konwenansami i przyzwyczajeniami w stylu wypada lub nie. Zapomnijmy o zasadach. Ułatwianie mija się z celem. Granie na deskach Teatru Dziś również. Nie będąc sobą nie można być szczęśliwym. Pokazywać z innej strony uśmiech i wdzięczność za życie, oddech, splecione ręce, namiętny pocałunek. Możliwość przechodzenia przez to wspólnie jest nagrodą i wyróżnieniem. To marzenie zagubionych ludzi, odpowiedź na najgłośniejszy krzyk i mrożące krew w żyłach milczenie. Odpowiedź okazuję się przerażająco prosta. Odpowiedzią jesteśmy my – niezmiennie.

Birdman

Pokazuje drogę do wyznaczonego celu, czasami mylnie utożsamianego z sukcesem. Warto byłoby pamiętać, że każdy odbiera rzeczywistość na swój sposób i ma swoje widzimisię, że to znacznie ważniejsze. Tak też będzie z tym filmem. Aby dotrzeć do celu nie zawsze trzeba mieć świetny pomysł, czasami nawet nie trzeba mieć nosa, a jednak może się udać. To jak z herbaciarnią Asią, gdzie muzyka midi jednych męczy, a drugich koi.

Kolory i zabawa światłem. Ten kawałek sztuki to nie suma połączonych ze sobą scen, osobnych obrazów, to jedna akcja od pierwszego dialogu, do uniesionych oczu Sam. Całość przetasowana wstawkami perkusji i można byłoby tak słuchać, i oglądać jeszcze trochę. Film dość mocny, bo bliski rzeczywistości pomimo kilku scen rodem z opowieści o bohaterach, ale kto nie ma takich wizji od czasu do czasu, lub bez przerwy? Dialogi też niczego sobie, ocierające się o zasłyszaną rozmowę inteligentnych ludzi, którym trochę brakuje do szczęścia, jeszcze więcej do bycia szczęśliwymi.

Trójkąt równoramienny i teoria łódki

Kolejny dzień przemija bezpowrotnie. Staram się pozbierać myśli, spojrzeć na to gdzie byłem, gdzie jestem i, w którą stronę zmierzam. Jak bardzo na to filozoficzne patrzenie wpłynęłaś Ty? Tak bardzo mocno, jak uczucie, gdy nie ma nas bliżej przez kilka dni, a dookoła dzieje się wszystko, i dobre, i złe, ale brakuje w tym kogoś, kto szepnie do ucha, że jest, że to ma sens.

Wcale nie jesteśmy tak bardzo zapatrzeni w siebie, wcale nie przesadnie pewni. Zaskakując siebie podczas kolejnych spotkań siadamy, rozmawiamy i wtedy trochę się zatracamy. Wtedy właśnie tracimy głowę i trafiamy do innego świata. To niesamowite, że wciąż wracamy do pierwszego spotkania, do drugiego, trzeciego… i można byłoby tak wymieniać, bo czas spędzony wspólnie nabiera innej wartości, staje się bezcenny jak te ulotne wspomnienia. I tylko teraz jest ważniejsze od tego, bo mogę dotykać Twoich delikatnych ramion, pleców i brzucha słuchając jednocześnie o tym, czego się boisz, a czego zupełnie nie i jaki mamy na siebie wpływ.

Nie potrzebujemy zapewniać siebie o tym, że nam zależy tylko słowami, czy krótkimi wiadomościami. Wystarczy, że znajdziemy się w zasięgu wzroku i podbiegnę do Ciebie udaremniając Twój plan, bo chciałaś zrobić to samo. Kiedy już Cię uniosę w górę i obrócę dookoła, bo niewytłumaczalnie potrzebuję tego, jak uśmiechu i promieni słońca, Ty zerkasz na mnie i jesteś tym uśmiechem, i tym słońcem wtedy. Nasze oczy spotykają się i po raz kolejny wyrażają to zakłopotanie, to zachwyt. Na liczenie gwiazd, spacery wzdłuż Brdy, wycieczki na pocztę i występy w jupiterach przed Operą jest najlepsza pora, gdy mamy siebie na wyciągnięcie ręki. Możemy mówić o muzyce, planach i rozczarowaniach, o tym, kto i dlaczego wyprowadza Cię z równowagi. Nasza rozmowa nie pozostawia złudzeń, że przydałaby się garderoba pełna butów i bluzek pewnie, bo możemy mieć właśnie taką zachciankę i już. Przecież to tylko drobiazgi w świecie tym, w życiu tym. Daleko ponadto chciałbym zwyczajnie dać Ci przysłowiowe wszystko, na które zasługujesz w moich oczach. Jeszcze mocniej chciałbym osłonić Cię od chorych rozmów i sytuacji, w których oczy patrzą gdzie indziej.

W swoich ramionach odnajdujemy wypełnienie tej pustki niezmierzonej i tęsknoty minionych lat. Zapachem skóry otulamy się wzajemnie, żeby zapomnieć całkowicie o podręcznikach, ludziach, problemach. Na chwilę możemy wyrzec się wszystkiego poza nami i nikt nie jest w stanie wejść do tego świata, i mówić nam, co mamy robić. Możesz pokazywać mi trójkąt równoramienny i zachwycać teorią łódki, o której wiemy tylko my i nikt więcej.

Wyjechałaś z Bydgoszczy na turniej i ta sobota nie będzie nasza…

Dochodzi 3:00.

Wyjechałaś z Bydgoszczy na turniej i ta sobota nie będzie nasza, ale ma szansę być Twoją i będę trzymał kciuki. Jeszcze myślami jestem gdzieś na Długiej, a potem na Dworcowej i w Ten Tego z wyjątkowymi ludźmi, którzy nam sprzyjają.

Wczoraj byłem trochę zmęczony, ale jesteś wyrozumiała i zamiast mieć coś przeciwko byłaś przy mnie i dziękowałaś za ten dzień, ten wieczór, gdy niewiele się uczyliśmy. Spacerowaliśmy między owocami, słodyczami i sokiem, bo to przecież kwestia podejścia i chęci. Twoje podejście do mnie i nasza rozmowa, gdy jechaliśmy na miejsce. Słuchanie mnie i zaufanie nawet w takich momentach, przy takich drobiazgach. Wzajemne wsparcie, gdy jest potrzebne, gdy można. Wdzięczność, że jesteś obok, że jestem obok i odpowiedzi, które coś znaczą, przemyślenia.

Spełnianie zachcianek, bo makaron można ugotować w kwadrans, a do naleśników z lodami dołożyć Nutellę. Nie sposób pominąć Twoje plecy.

Można znacznie więcej jeszcze, ale drobiazgi podobne do tych, jak również do tych kuchennych, które mają nam trochę pomóc podczas wspólnego gotowania, też powinny być ważne.

I są.

Żadna z tych, pieprzonych, małych rzeczy nie ma znaczenia

Tęsknota mnie rozrywa – co to może w ogóle oznaczać? Jeśli każdej nocy przez minione 10, 15, 20 lat myślałem o Tobie myląc Cię niekiedy z przypadkowymi twarzami, w przypadkowych rozmowach i niskobudżetowych miejscach. Kiedy tak słuchałem naciągając każde zasłyszane zdanie do poziomu, z którym mogłem żyć i zasnąć nawet choćby z posmakiem prawdopodobnej pomyłki.

Mijające lata odsuwały mnie od chwil, gdy mogłem spojrzeć w lustro i przed siebie, wprost na piętrzące się góry i krzyknąć, że żadna z tych, pieprzonych, małych rzeczy nie ma znaczenia. Nie liczy się telefon, ani logo na nim, ani komputer, ani samochód, ani stan konta i ilość znajomych, i nieznajomych, które przewinęły się tuż przede mną żałośnie udając Ciebie. Nieliczący się spacer, ani egzamin, ani wyjazd za granicę i tylko wdzięczność, że są, że były. Bieganie w nocy, jak tylko wymyśliłem sobie cel, lub miejsce, lub czas i chęć poddania się po pierwszym kilometrze, i dobieganie do mety mimo tego. Niecierpliwość, ciągła niecierpliwość, że trzeba mieć  to już i teraz, bo chęć posiadania brała górę nad magią tego drobiazgu w moich dłoniach.

Tęsknię za Tobą, bo dajesz mi nieopisany spokój, odsuwając zmartwienia bieżącego dnia. Nie myślę wtedy o głupotach, nie przejmuję się na zapas zupełnie niepotrzebnie, nie eskaluję podświadomie drobiazgów do rangi problemów, które odbierają radość z życia, z codzienności. Nie zawsze to działa tak dobrze, gdy nie ma Ciebie w pobliżu i gubię się czasami w myślach, oczekiwaniach, planach i priorytetach.

Ponadto, obecnością sprawiasz, że nabieram wiary we własne siły i talenty, zaczynam myśleć i uświadamiać sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. W niezwykłych okolicznościach otwierają się nowe horyzonty, pasje i rośnie apetyt na więcej. Przy Tobie moje zbyt wysokie ambicje okazują się być jednak właściwymi, bo tak jak z oczekiwaniami, z kim powinienem spędzać sobotnie popołudnie, pojawiłaś się Ty udowadniając, że były odpowiednie.

Właśnie tęsknię za Tobą, za Twoim działaniem na mnie.

Strach nie potrafi grać w karty

Rozsznurowane niebieskie tenisówki, kiedy jesteśmy gdzieś na brzegiem Brdy i nic nie znaczy jutro, ani poranne siedzenie w skupieniu nad rozłożonymi kartkami, gdzie dowodem osobistym jak nożem ludzie dookoła rozcinali ścięgna w podekscytowaniu.

Niebo nad nami pyta na jaką pogodę mamy ochotę i Ty zamawiasz słońce, żebyś mogła założyć swoje okulary przeciwsłoneczne w grochy. Rozmawiamy jeszcze przez moment z błękitem, który po chwili zadowolony wraca z powrotem do siebie wyżej trochę ponad to miasto wokół nas. W tych zamówionych promieniach słonecznych, w tym majowym popołudniu jest Ci zimno jak się okazuje i zakładasz na siebie moją czarną bluzę na zamek. Stwierdzasz, że teraz to już tylko kwestia czasu, gdyż kolor czarny nagrzewa się szybciej, że zaraz będzie cieplej. Nawet nie sprawiłaś sobie zachodu, żeby wsadzić ręce w te rękawy osamotnione i mamy dzięki temu coś na kształt kaftana bezpieczeństwa, i śmiejemy się z tego, ale tylko przez chwilę.

Zamieniamy się miejscami, ale tak, żebym nie tracił z Ciebie oczu. Trochę pokiereszowany szarą biurową codziennością potrzebuję chwili spokoju, tego nieba nad nami, szumu Brdy kilka metrów dalej… Najmocniej jednak potrzebuję Ciebie obok i skoro jesteś, oficjalnie mogę przejść do odpoczywania między cząsteczkami powietrza, a materiałem Twoich ciemnych jeansów. Kilka chwil później kładę głowę na Twoich kolanach i boję się coraz mniej, może w ogóle w tym momencie nawet i śmieję się strachowi w twarz, i mówię, że możemy pograć w karty, albo popływać łódką. Strach nie potrafi grać w karty, ani pływać, więc zmieszany dziękuje i odwracając się rzuca, że wróci kiedy indziej. Ochraniamy się wzajemnie przed tym myśleniem zgubnym, przed tymi zmartwieniami dnia powszedniego, często zupełnie niepotrzebnymi, bo to było tylko wydaje nam się. Delikatnie masujesz moją szyję dziękując za to, że jestem dość wytrwały i to dobrze wróży na przyszłe weekendy.

Zagubieni we własnej grawitacji, która działa raczej horyzontalnie, gdzieś między muzyką, zawieszonym głosem i moim spojrzeniem skierowanym w Twoją stronę, po którym lubisz mówić – „Przestań”. Tylko w jaki sposób ja mógłbym przestać, skoro jesteś jak antidotum na złe myśli i rozczarowania, samotność i smutek? Kadr odsuwa się mocno od nas i wsłuchujemy się w dźwięki otoczenia. W oddali słychać tramwaj toczący się torami, po drugiej stronie rzeki rowery, ich mechanizmy, koła. Spacerujący za nami ludzie rozmawiają to głośniej, to ciszej. Nieco bliżej szum rzeki, szelest wiatru i śpiew ptaków. Tak wyglądają te najzwyklejsze godziny przy Tobie – nieco niezwykle, nieprawdaż?

Nie musieć wiedzieć o istnieniu PMS, ani kompromis

Jest związek, który trwa od jakiegoś czasu z pewnym stopniem zaangażowania i poświęcenia. Mija czas, z zawrotną prędkością zazwyczaj, żeby po kilku miesiącach złapać się na myśli, że coś nie gra. I nie chodzi tu o grunt pseudoidealistyczny, gdzie według naszego widzimisię powinno wszystko do siebie pasować, lub nie.

Gdzie powinniśmy się ze wszystkim zgadzać, lub sprzeczać, lub odnajdywać w odpowiadających nam proporcjach. Tutaj chodzi o podstawy, bo trudno wybrać wspólnie film, lub muzykę, której chciałoby się posłuchać. Trudno też słuchać o tematach trywialnych, bliskich chodnikowi, spożywczaka zza rogu i piekarni po drugiej stronie lub sąsiadach, którzy zrobili to lub tamto.

Zamiast tego jest spojrzenie i struna, która pociągana raz po raz wydaje coraz to marniejsze dźwięki. Siedzisz w piaskownicy kilkanaście lat temu i jesteś beztroskim szczęściarzem, bo nie musisz mierzyć się z takimi myślami wtedy. Wystarczy łopatka i można dzielnie budować zamek jaki by nie był. Swoimi małymi rękoma przesypywać drobny piasek i nie musieć wiedzieć o istnieniu PMS, ani kompromisu, gdy Ty chcesz psa, ona kota, więc zgodnie z jego literą kupujecie kota. Odwracając role (nie kota!) podajesz dzieciakowi wiaderko i przypominasz sobie o tej myśli, o tej niewinności wokół i jakby się uśmiechasz. Dzieciak nie musi wiedzieć dlaczego to robisz, aby ten uśmiech odwzajemnić.

Wracając do tematów przyziemnych z kategorii pogadajmy o pierdołach, to wcale nie jest takie łatwe, wytrzymanie ze sobą wtedy. Jeśli ta druga strona starając się na co dzień, zgrabnie wyszukując nietuzinkowe tematy, niespecjalnie potrafi o nich mówić, czy nimi zainteresować, bo zwyczajnie rozmijacie się gdzieś, to co stanie się w momencie, gdy tych pomysłów zabraknie? Może znajdzie się taki dzień, gdy wszyscy modni blogerzy wezmą wolne i pozostaniecie wtedy naprzeciwko siebie z bolączkami prozy życia, złamanym paznokciem i nieumytymi oknami.

Jeśli nie wyobrażasz sobie rozmowy wtedy, lub przerażałby cię jej przebieg, lub, co gorsza, ten związek oscyluje tylko wokół takich intelektualnych perełek to nic wielkiego się nie wydarzy. Dlaczego? Bo to się ma nijak do mojej rzeczywistości, która pachnie jak deszcz i jej wilgotne włosy, gdy opiera głowę na moim ramieniu, i wcale nie przyspiesza.

Lubisz niespodzianki?

Lubisz niespodzianki? – To pytanie zadałem, gdy wracaliśmy już do domu. Pokręciłaś tylko głową i uśmiechając się odpowiedziałaś – Lubię te miłe.

Czekałem wiele długich godzin, żeby po raz pierwszy zobaczyć Cię w wersji sportowej. Na zewnątrz było więcej wiosny niż zimy, więc to było całkiem uzasadnione. Miałaś kolorowe buty Nike, jeansy z dziurami i bluzkę. Powiedziałem, że podoba mi się Twój strój, co było prawdą tak samo jak fakt, że chciało mi się śmiać. Nie mogłaś mieć pojęcia co się ma wydarzyć za kilka godzin i w sumie ja też nie.

Pomimo tego dnia wolnego od pracy wstałem dość wcześnie. Miałem do załatwienia kilka spraw z czego dwie okazały się być dość istotne: zakup stylowej patelni do naleśników z czerwoną rączką, żebyś mogła mnie podziwiać w akcji jak przerzucam placki i repetytorium do języka polskiego, żeby usprawnić późniejszą naukę. Pomimo tego, że poszliśmy spać po 4:00 chcieliśmy zobaczyć się jak najwcześniej.

Znowu pomagałaś mi w kuchni nie mając okazji pomyśleć o tym, że może byś usiadła i ładnie wyglądała, kiedy ja przygotowuję posiłek. To byłoby trochę nie fair, jak fakt, że nie mógłbym wtedy spokojnie na Ciebie patrzeć, jak później tego samego wieczoru, gdy siedziałaś obok i z profilu Twoje włosy zasłaniały twarz. Poszło nam bardzo dobrze i chwilę później zajadaliśmy się pysznymi naleśnikami z twarogiem na słodko, śmietaną, tartymi jabłkami i lodami. Takie tam śniadanie o 15:00.

Wspólne uczenie się było kolejnym znakiem zapytania. Odpowiedziałaś tak, że przed oczyma widziałem tylko Ciebie starającą się, mierzącą oczyma tekst, robiącą notatki z mojego czytania i tłumaczenia. Mogłem Ci trochę pomóc i to było świetne. Podziwiałem na żywo jak zdeterminowana przerabiasz jedną definicję po drugiej i tylko co jakiś czas przerywaliśmy pocałunkiem.

Minęła godzina 18:00 i zgodnie z wcześniejszym, luźnym postanowieniem mieliśmy wybrać się z powrotem do miasta. Może na spacer, albo herbatę, albo wyciskany sok, cokolwiek nam przyjdzie do głowy. Zebrałaś notatki i książki, ja sprzątnąłem to, co pozostało i zacząłem się ubierać. Patrząc na Twój wyjątkowy strój, jak mocno podobasz mi się od razu wiedziałem, że wcześniej wyprasowana koszula będzie musiała poczekać, tak samo jak buty trochę bardziej eleganckie od materiałowych Adidasów, które wyciągnąłem z wersalki, bo gdzie indziej można trzymać obuwie jak nie ma się mebli? Tym sposobem miałem Ciebie z dziurami na kolanach, w kolorowych butach Nike i szykownym czerwonym płaszczu, bo to przecież tylko na chwilę z miejsca na miejsce. Miałem też siebie w zielonych jeansach, szarych materiałowych Adidasach i zwykłym granatowym podkoszulku. Myślę sobie – wyglądamy świetnie i wychodzimy na autobus.

Idąc na przystanek zwróciłaś mi uwagę, że moje buty wydają śmieszny dźwięk przy chodzeniu. Odpowiedziałem, że śmiesznie to dopiero będzie. Zaczęłaś coś podejrzewać.

Kilkadziesiąt metrów przed przystankiem złapałem Cię za dłoń i wsadziłem do taksówki mówiąc, że tak będzie szybciej. Swoją drogą pisząc to uświadamiam sobie, że to ciekawe i miłe jak mnie słuchasz. Gdy siedzieliśmy w środku taksówkarz zapytał dokąd ma nas zawieźć. – Do Filharmonii Pomorskiej – odpowiedziałem. Wtedy czas jakby odrobinę zwolnił, Twój pytający wzrok i zaskoczenie na twarzy to widok, który zostanie ze mną na długo. Spoglądając na Ciebie wciąż się uśmiechałem, ścisnąłem odrobinę mocniej Twoją dłoń. Odpowiedziałaś tym samym. Wyglądamy świetnie i jedziemy do filharmonii.

Nie mam pojęcia jakie myśli musiały przechodzić Ci wtedy przez głowę. Nasz outfit był całkiem ok, ale nie bardzo pasował do IV symfonii Beethovena i energicznych ruchów batuty maestra Tadeusza Strugały. Jak na złość wszyscy muzycy, jak i większość publiczności mieli na sobie jakąś bardziej wyszukaną odzież, zazwyczaj suknie i garnitury. Pośród nich wszystkich, zmierzających do drzwi wejściowych filharmonii idziemy my za rękę i na pewno jesteśmy szczęśliwi. Możemy polegać na sobie w takich momentach i choć bałem się, że mogę spieprzyć wszystko to Ty z pełną klasą zasłaniałaś swoje kolana i, co ważniejsze, bawiłaś się dobrze.

Później podziękowałaś za cały wieczór, a teraz moja kolej.

Gdziekolwiek jesteś

Kiedy wygrywałem konkurs, bo przypomniałaś, że miałem wystartować i załapałem się w ostatnim terminie to pomyślałem o tym, że gdybym nie mógł dzielić się radością z Tobą to zupełnie inaczej smakowałaby taka wygrana. Pod nosem nucę hymn Stanów Zjednoczonych póki jeszcze pamiętam melodię.

Podchodzisz do mnie i głaszczesz po wierzchu dłoni prosząc, żebym nie stał długo na tym wietrze i wrócił niedługo do Ciebie. Mam wrażenie, że w Twoich oczach dostrzegam niepokój i myślę, że może chodzić o mnie. Mój stan chyba się pogarsza chociaż nikt otwarcie ze mną nie chce o tym rozmawiać. Zamiast tego słucham o przegadanych wspomnieniach i historiach dnia powszedniego, na których nawet nie chcę się skupiać.

Przypomniałem sobie dzisiaj o Twoich urodzinach. Miałem już podejść do Ciebie tylko zupełnie wyszło mi z głowy gdzie podział się Twój prezent i w sumie nie jestem już pewny, co takiego Ci przygotowałem. Przyglądałem się chwilę jak rozmawiasz z pielęgniarką. Widziałem jak się uśmiechasz, ale to nie był ten uśmiech, który wywoływałem podnosząc Cię do góry. Zagarniasz nieposłuszne włosy za ucho i nie przestając mówić przenosisz wzrok na mnie. Nie mam pojęcie, co wypowiadasz, bo stoisz za daleko i nie dochodzą do mnie głosy. Zamiast tego widzę tylko jak poruszają się Twoje usta. Staram się uśmiechnąć, ale nie mam pewności czy chcesz to odwzajemnić. Wciąż patrzysz w ten sam sposób i zaczynam się zastanawiać co robiliśmy wczoraj.

Czasami, gdy śpisz obok widzę jak łzy spływają Ci po policzkach. Musisz mieć straszne sny wtedy! Delikatnie dotykając Twojego policzka staram się je odgonić. Nie zawsze się udaje, ale wystarczy mi czasami, bo już dawno nauczyłaś mnie, że nie za każdym razem dostaje się to, co się chce. Wyjątkowo mocno potrafisz ściskać moją dłoń przez sen, to tak jakbyś mnie wzywała do siebie. Gdziekolwiek jesteś.

Ten rok jest naszym dzięki nam

Zerkam na zegar i datę. Od pewnego czasu wydaję mi się, że czas mocno przyspieszył, nie nadążam za tygodniami. Codzienność czasami bardziej odnosi się do konkretnego miesiąca niż do daty. Tak się zdarza od czasu do czasu, a w największe obroty wskazówki wprawia Twoja obecność obok, bo chociaż będąc poza granicami Polski bardzo mocno dane mi było odczuć jak powoli mijają godziny tak po powrocie znowu rzeczywistość wrzuca szósty bieg.

Ostatnio utworzyli u nas market z meblami. Kilka miesięcy temu rozmawialiśmy o tym, co i jak chcielibyśmy zrobić w mieszkaniu. Zastanawialiśmy się od czego zacząć, co będzie najrozsądniejsze na początku, co można pominąć póki co lub na rok – kto wie? Standardowo łapiąc Twoją rękę zabrałem Cię w podróż do przyszłości, w której wspólnie usiądziemy na sofie, która stanie w salonie i sięgniemy po książkę napisaną niezrozumiałym dla nas językiem z regału, który niebawem znajdzie się niedaleko tej sofy. Twoją uwagę przekłują fioletowe podkładki na stół. Ten fiolet, który ciągle do nas wraca i ma przełamać prostotę barw i kształtów mojej wizji. Kolorowy most ociekający kroplami intensywnej farby pomiędzy Twoim pomysłem na dodatki, a moim patrzeniem na Ciebie i podziwianiem jak mocno jesteś w stanie angażować się nawet w te małe rzeczy. Małe z pozoru.

Jeszcze zostaną kubki, szklanki i setki innych rzeczy, które przewiną się przed naszymi oczyma. Głęboko będę łapał powietrze i Ciebie, gdy dumnie będziesz komentowała co Ci się podoba, a co nie. Znowu będziemy cieszyli się jak dzieci bawiąc się trochę w dorosłość, trochę w dom. Mam cholerne szczęście, że trafiasz w punkty, których nie ujawniam. Przed Tobą nie potrzebuję. W każdej chwili możesz rzucić mi się na szyję i powiedzieć, że tęsknisz lub jesteś szczęśliwa. Możesz iść jak zazwyczaj po mojej prawej stronie i mocno ściskając dłoń zerkać na mnie, ściągnąć do ziemi chmurę wypełnioną pragnieniami, spełniać je. Może ktoś podejdzie do nas, żeby ponownie poczęstować nas cukierkiem i jeszcze kiedyś znajdziemy chwilę na obejrzenie zdjęć. W końcu.

Ten rok jest naszym dzięki nam. Kropka.