Obiecujący wynik

– Jak się czujesz?
– Samotność. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
– Przecież jestem obok.
– Tak jakby…

Mija trzeci rok odkąd na siebie trafiliśmy przypadkiem. Przypadkiem zostawiłem jakąś cząstkę siebie, która w bliżej niewytłumaczony sposób zaprowadziła mnie do ciebie, albo to ty mnie przyciągałaś siedząc gdzieś na pierwszym piętrze w bloku ze słuchawkami na uszach wyczekując tego, co wydarzy się jutro. Jutro lecimy do Norwegii poznawać skandynawskie drewniane domy w ich kilku matowych kolorach. Kolorach, które wtopione w zielonoszare pejzaże pozostawiły w pamięci niesamowite obrazy.

Dlaczego tak trudno jest rozmawiać ludziom?

Stoję obok i słyszę jak dochodzą do porozumienia w jakiejś kwestii całkiem nieświadomi faktu, że jedno i drugie mówi o czymś zupełnie innym.
Komunikacja. Klucz to pytanie jak się miewasz, tak potrzebnego i jeszcze ważniejszego zamknięcia się, gdy nie trzeba mówić więcej.

Nie chcę, żebyś tuszowała nasze niedoskonałości. Nie mam nic przeciwko temu, że mierzymy się z niecierpliwością, albo zmęczeniem po tygodniu w pracy, albo wyczerpującym dniu.

Potrzebujemy uczyć się siebie dalej. Odbierać lekcję cierpliwości jedna po drugiej – tak mało ich czasami. Ani jeden talerz roztrzaskany umyślnie. Przymykając okno raz po raz zapominam o samotności.

Chciałbym cię zrozumieć dzisiaj jeszcze mocniej

Chciałbym cię zrozumieć dzisiaj jeszcze mocniej. Chciałbym sprawić, żeby nie brakowało ci żadnego pierwiastka, który miałby wpływ na twoje samopoczucie.

Odnaleźć sposób, by uniknąć tych najgorszych rozczarowań i momentów niepewności, oczekiwania na to, co pokaże papier, co odpowie człowiek.
Staram się nie przesadzać z tym interesowaniem się, bo przecież wiem jak wiele potrafisz osiągnąć sama i jak dużo byłaś w stanie zrobić długo przed tym zanim się poznaliśmy.

Wiem, że dasz sobie radę, a jednak nie potrafię się powstrzymać.

Nie da się ani przelać na papier, ani wybiegać, ani zniwelować wódką

Trochę wariuję przez ostatnie tygodnie… Jutro zamieni to się w drugi miesiąc i wygląda na to, że może jeszcze potrwać trochę… Trochę długo nawet może. Ilość emocji przepływających przeze mnie nie da się ani przelać na papier, ani wybiegać, ani zniwelować wódką.

To nie tak, że jest mi z tym źle, bo mnie jest wspaniale. Jak bardzo dobrze to wiesz tylko Ty. Jednak to nowe dla mnie, w naszym przypadku, w naszym ze sobą byciu. Myślałem o tym, że mieliśmy się spotkać dzisiaj, że miałem Ci coś wytłumaczyć. Wstałem przed ósmą i jakby nigdy nic zabrałem się do pracy, za oknami niedziela. Później wymyśliłem sobie, że w końcu czas na ciasto, no prawie ciasto, bo na zimno bez pieczenia. Skoro oczekuję od Ciebie odrobinę to chyba jeszcze bardziej, zdecydowanie bardziej, powinienem od siebie i ja to robię właśnie. Tak myślę. Zaniosę Ci maliny w połowie marca, bo wiem, że lubisz.

Upływały godziny i nie odezwałaś się do mnie, w sumie zacząłem sie zastanawiać czy się zobaczmy. Coś mi mówiło, że pewnie jednak nie, że się nie uda tym razem.

W tym momencie jest tak samo tylko trochę smutno. Ten czas od rana nie był zmarnowany, ale chciałbym Ci to przekazać jakoś, może ułatwić trochę. Kiedy potwierdziłaś moje przypuszczenia byłem w połowie przygotowywania tarty z mascarpone i malinami. Ja tego całego deseru nie zjem przecież i chyba nie muszę dodawać, że robiłem go z myślą o Tobie. Może właśnie dla Ciebie nawet. A z jakiej okazji? Właśnie chodzi o to, że bez konkretnej. Jakoś tak sprawia mi przyjemność zaskakiwanie Ciebie… Może zaskakiwanie samego siebie przy tym również. Od rana w pełni zaangażowany, żeby się nauczyć i, żeby coś zrobić dla Ciebie. Przychodziły mi różne myśli do głowy, ale dobre głównie… chyba.

Potrafisz wywołać wtedy huragan, który zrywa wszystko…

Kiedy jesteś w pobliżu rzeczywistość oddala się i zwalnia. Przedmioty unoszą się jak gdyby ktoś wyłączył grawitację, nieco rozmazane kontury budynków stanowią o niczym. Poukładany świat zaczyna wirować powoli, a moje serce bije szybciej, bo stajesz przed moimi oczyma.

Wpatruję się w Twoją twarz, którą wyobrażałem sobie dziesiątki razy. Czasami próbuję wytłumaczyć co znaczy dla mnie ta chwila i fakt, że jednak postanowiłaś mi zaufać. Wtedy trzęsą mi się ręce i słowa grzęzną gdzieś w gardle.

Potrafisz wywołać wtedy huragan, który zrywa wszystko, co podtrzymywane jest tylko słowami, gdy czyjeś smutne oczy zdradzają niebezpieczną samotność. Potrafisz podnieść wzrok i pozostawić te momenty bez komentarza, albo wytłumaczyć czym byłaby dla nich szansa na prawdę – wyrokiem, w którym odgrywana rola nie oznacza zupełnie nic.

Odchodzisz na kilka kroków, a ja nie potrafię ruszyć się z miejsca śledząc tylko Twoją sylwetkę i rozwiane włosy. Mówisz, że dzisiaj nie ma tu miejsca dla nikogo poza nami i nie możesz pozwolić na to, żebym starał się zrozumieć niewytłumaczalne.

Łatwa droga jest zawsze zaminowana

W kontekście ostatnich rozmów cieszę się, że nie musiałem spędzić 30 miesięcy w kamaszach. Zwłaszcza, że w jeden dzień można uczciwie popracować, zrobić sobie wyczerpujący trening, poczytać książkę i porozmawiać z przyjaciółmi. Ponadto obawiam się, że mógłbym się stać drugim Robertem Kowalskim. To nie dla mnie, wolę doktora Fleischman’a.

Od poprzednich urodzin nie było dnia, żebym nie był szczęśliwy. Stoją za tym głównie ukochana dziewczyna i moi przyjaciele. To jednocześnie tak proste i tak rzadko spotykane. Gdy wczoraj rozmawiałem z jednym z przyjaciół właśnie, odpowiedziałem na pytanie – „Jak u ciebie?” słowami – „Dobrze i bardzo dobrze tylko.” Powiedział, że to fantastyczne i, że nie często to słyszy. Mówimy oczywiście o gruncie uczciwej szczerości, gdzie czujemy się bezpiecznie – bez ocen na wskroś krytycznych, niekiedy zazdrosnych.

Dziękuję, że jesteście ze mną i równie mocno Wam życzę – najlepszego! Nie czekajcie zbyt długo na bycie szczęśliwymi, spełnianie marzeń, czy wyjazd na swoją Alaskę. Każdy dzień, czy tydzień to mnóstwo czasu. I póki nam nie każą wstawać o 5:30 pamiętajcie, że nie ma na co czekać i warto wyruszać w drogę.

Coraz rzadziej muszę spędzać czas z ludźmi, dla których materializm…

Spoglądam na moich przyjaciół. Za każdym razem podobnie wpadając w trans, bo stają przede mną ludzie, dla których nie liczy się to czy do pracy jadę autobusem linii 89 (wpierw chciałem napisać 69, ale to liczba przeklęta!), czy Ferrari F12 Berlinetta (Czerwonym, Rosso Maranello). Liczba 12 też jest przeklęta jakby ktoś pytał.

Coraz rzadziej muszę spędzać czas z ludźmi, dla których materializm to coś więcej niż religia i wierzą, że oparcie warto mieć w kimś, ale jeszcze lepiej byłoby się opierać o fotel choćby czerwonego Ferrari właśnie.

Cieszę się, bo to grupa wspaniałych, która jest daleka od takich celów, od takich rozmów, od podniecania się ilością, wartością i ceną. Wcale nie tęsknię za historiami, co kto sobie gdzie kupił i ile zarobił, i co dał tata, dziadek i wujek, a na co wystarczyło ze zmywaka w Anglii. Nie muszę i nie chcę słuchać o tym, że ktoś jest takim zdolnym Januszkiem biznesu, że sam dorobił się Bentleya i willi w Portugalii będąc jeszcze w wieku mojego młodszego brata.

Liczy się dla mnie świadomość, że ktoś bliski niedawno wstawił okna, albo rozgląda się za własnym mieszkaniem, bo jest możliwość postawienia tego kroku. Jeszcze ktoś inny nabył alufelgi i po kilku długich godzinach naprawił zamek w aucie. Kudos Kochani!

Nie jestem gotowy na Disco

Nietypowe wesele, na którym stoły nie uginają się od wódki i galaretek, których nikt nie je, a o 4:00 nad ranem straszą jak matki i córki z chybionymi makijażami. Wesele wręcz słabe, bo o 21:00 jeszcze wszyscy trzeźwi, no i nie ma wujka Zenka, który chętnie zatańczyłby na stole w rytm czegoś, co szkoda nazywać muzyką, bo jak myślę o muzyce to przychodzi mi na myśl Grechuta, Zimmer i choćby SOKO…

Więc nie, nie jestem gotowy na Disco, a tym bardziej na Polo. Nikt publicznie nie zwracał, nie kłócił się i nie wyciągał brudów sprzed laty, gdy umierała czyjaś babcia i jakieś rodzeństwo-złodzieje ukradli jej mieszkanie.

Trudno sobie wyobrazić, ale pierwszego tańca nie widzieliśmy nawet, bo odbył się przed 2:00, gdy większość gości już opuściła salę. Mimo tego, że nie słyszeliśmy też piosenki, założę się, że to nie było nic z tych 10 najpopularniejszych, ani z Krajewskiego, ani nawet z Krawczyka.

Nie wiem kto to w ogóle wymyślił, żeby okradać młodych z tej całej presji związanej nie tylko z pierwszym tańcem, gdzie wszyscy stają wkoło i łapiąc się za ręce zaczynają chodzić w kółko (ręce muszą czymś zająć, póki wódki nie wypada pić jeszcze). Trudno było też pojąć jakim prawem nowożeńcy mieli chwilę dla gości, dla siebie, a co gorsza na szklankę wody i posiłek.

Dwa razy zastanawialiśmy się czy nie odebrać prezentu, toż to przecież było jedno wielkie nieporozumienie.

Na samym końcu jednak najważniejsi są oni i mówię wam, że byli cholernie szczęśliwi, i tak patrzyłem na nich uświadamiając sobie, że najważniejsze jest przecież z kim się jest na weselu, zwłaszcza na swoim…

Tańczyć w deszczu i śmiać się do łez…

Tańczyć w deszczu i śmiać się do łez, podobać się sobie najbardziej, może dzisiaj jeszcze raz wspomnieć pierwsze wspomnienie i pocałunek. Przejść przez życie wspólnie, przez humory i smutki. Skakać przez kałuże, przez próg i na piasku. Nigdy nie zapominać o pasji, o wspólnym wspieraniu się i staraniach ponad wszystko, bez względu na czas. Uczyć się siebie w każdej sekundzie, dziękować Bogu, że jesteś i jesteś.

Trzy, dwa, jeden…

Trzy, dwa, jeden… Może jeszcze pół roku temu ocierałem się o dno i może kilka tygodni przed tym jak się spotkaliśmy też, i może nawet kilka dni wcześniej było podobnie. Wieczny idealista, bo zamarzyłem sobie poznać kogoś, z kim będę mógł porozmawiać o dniu, muzyce, marzeniach i tym w jaki sposób na co dzień odbieram życie. Przy tym słuchać i chłonąć każdą minutę jak nagrodę za te dni podobne do siebie, za chwile i tygodnie zwątpienia, za problemy z porannym wstawaniem i marnowaniem dni na myśleniu o chęciach, których nie przekuwało się w czyny i okazuje się dzisiaj, że to jeden z największych demonów mojego życia.

Mówiłaś do mnie o Freudzie i jego teoriach, o tym, że się nie zgadzasz i zupełnie inaczej odbierasz sens naszego istnienia. Filozofując na co dzień o niezdolności do tego typu przemyśleń nie tylko Twoich rówieśniczek, jak i podejścia do samego tematu ponownie pomyślałem o tym, jak mądrą dziewczyną jesteś. Równie mądrze układasz sobie w głowie dzień i listę priorytetów, moralność i normalność, które zamieniają się w wyjątkowość. Jak daleko od tych teorii stoimy trzymając się za ręce zerkając na siebie co jakiś czas pełnymi tęsknoty oczyma. Tylko radości jest w nich więcej.

Poznaliśmy się ponad miesiąc temu. W zależności od wyznawanych zasad to może być dużo, lub mało. Jak wiadomo czas jest względny, natomiast w swoim upływaniu dokładnie odwrotnie, bo żadna z godzin, które są za nami nie powtórzy się. Upraszczając nie znamy się od wczoraj, spędziliśmy ze sobą trochę więcej czasu niż mało jak sądzę. Do dzisiaj nie jestem w stanie objąć umysłem, co wydarzyło się podczas pierwszego spotkania w Zapałce. Kiedy podszedłem do Ciebie na Starym Rynku, gdy wyruszyliśmy, kiedy Twój czerwony płaszcz kazał zapamiętać ten moment i Twoje włosy, które uwielbiam i uśmiech. Pierwszy spacer, jak każdy kolejny wypełniony opowiadaniem o tym, co znaczy dla nas życie i co sprawiło, że jesteśmy właśnie tacy, właśnie tutaj. W kawiarni wypiliśmy herbatę, w tym czasie siedząc w najdalej wysuniętym miejscu opowiadałaś jak wiele znaczy dla Ciebie taniec, skąd pomysł na tatuaż i dlaczego odcinasz się od słabych weekendów, o wyjątkowości których świadczy ilość wypitego alkoholu.

Rozmawialiśmy na tyle tematów, że dzisiaj zwyczajnie nie jestem w stanie ich sobie przypomnieć. Nie wszystkich. Zamiast tego pamiętam doskonale jak wsłuchiwałem się w Twoją interpretację świata, gdy opowiadałaś o marzeniach, zmartwieniach i planach. Tym samym zacząłem bardzo powoli poznawać Twoje wnętrze, dość szybko uświadamiając sobie jak bardzo różnisz się do reszty dziewczyn, które poznałem. Niespecjalnie wybierając w słowach – jesteś piękna, Twoje usta… Nie trzeba być nikim wyjątkowym, żeby to dostrzec. Jednak wszystko wskazuje na to, że Twoje wnętrze jest jeszcze bardziej zniewalające. Bynajmniej tak zadziałało na mnie. Tak działa. Ponadto nie mam pojęcia czy ktokolwiek inny miał okazję zobaczyć Ciebie z tej strony, dzielącą się tym, co w Tobie najcenniejsze pomiędzy speszonym uśmiechem, a splecionymi mocno rękoma. Chcę, żebyś wiedziała jak wiele to dla mnie znaczy, na co dzień głównie dotrzymując Ci kroku i wprawiając to w świetny nastrój, to w delikatne zakłopotanie, dzisiaj chciałem zwyczajnie o tym napisać.

Dwa miesiące temu

Styczniowy, chłodny wieczór. Zostałem sam na sam z myślami, a zamiast tego należało zakładać garnitur. Już wtedy powinienem był się uśmiechnąć. Nie zrobiłem tego i wiecznie spóźniony czterdzieści minut po czasie dotarłem do Opery. Usiadłem przy stole jeszcze nieświadomy, że to wydarzy się właśnie dzisiaj.

Po chwili wszystkie miejsca zostały zajęte. Podnosząc wzrok po raz pierwszy zobaczyłem Ciebie. Siedziałaś w czarnej kreacji kilka miejsc dalej. Zdawało się, że nie zwracałaś na mnie uwagi. Zdawało się, że wszystko sprowadziło się do krótkiego uśmiechu, do opuszczonego wzroku. Godziny upływały szybko, a ja szukając okazji starałem zamienić się z Tobą choćby kilka słów. Zerkałem na Ciebie, gdy tańczyłaś, gdy śmiałaś się i żartowałaś. Zastanawiałem się dlaczego przyszłaś sama, bo przecież jesteś śliczna i pewnie nie możesz narzekać na brak zainteresowania. Zamiast odpowiedzi zatańczyliśmy kilka razy, w kilku słowach opowiedziałaś mi jak podoba Ci się wieczór i co robisz na co dzień. Pamiętam naszą pierwszą wymianę zdań i nie masz pojęcia jak się wtedy denerwowałem. To było kilka godzin wcześniej przy stole.

Jakiś czas później siedziałaś na scenie i patrzyłaś na tańczących ludzi. Nie mam pojęcia czy zauważałaś wówczas mój wzrok, moje Tobą zainteresowanie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w środy wstajesz o 5:30, ani o tym, że kilka lat temu paskudnie się poparzyłaś, a chciałaś zrobić tylko mrożoną kawę. Nie miałem pojęcia, że treningi tańca aż tyle dla Ciebie znaczą i, że w ogóle tańczysz. Nie wiedziałem o czerwonym płaszczu, ani o czapce, ani o tym, że nosisz szkła kontaktowe. Nie lubisz wytrawnego wina i owoców morza. Przede wszystkim nie mogłem wiedzieć o tym w jaki sposób będziesz potrafiła mówić do mnie, jak słuchać. Jeszcze wtedy nieświadomy żegnałem się z Tobą i uśmiechałem tylko niezręcznie. Chwilę później zniknęłaś mi z oczu.