Tommy, usiądź – Rozdział 3

Moi rodzice zabierali nas na regularne, niedzielne spacery przed dwoma laty. Zazwyczaj wychodziliśmy do parku zabierając ze sobą jedzenie i rozkładając się na trawniku pod jakimś rozłożystym klonem. Nigdy nie przepadałem za słowem piknik w przeciwności do mojej siostry. Jednak po kilku tygodniach przekonałem ją, że ona też nie lubi tego słowa.

Byłem od niej młodszy przez co nigdy nie podejrzewano mnie o wymyślanie scenariuszy naszych zabaw, po których przybiegali sąsiedzi i wykrzykiwali przeróżne uwagi w stronę zaskoczonych rodziców. Ani mama, ani tata nigdy nie przyłapali nas na rzucaniu kamieniami w bezdomne psy i koty.

Pewnego dnia po udanym castingu na modela dziecięcego do lokalnego sklepu odzieżowego poszliśmy całą piątką nad rzekę. Słońce prażyło coraz bardziej sprawiając, że mój czekoladowo-wiśniowy lód rozpuszczał się coraz szybciej i kilka kropel wylądowało na moich dłoniach i butach. Tata spojrzał na mnie, poczym wyciągnął chusteczkę, żeby wyczyścić moje dłonie. W międzyczasie zaczął tłumaczyć:

– Dlatego nie powinieneś dostać dwóch dużych gałek.

Patrzyłem tylko statycznym wzrokiem na moją siostrę, która śmiała się ze mnie i z tego, że ojciec mówi do mnie podniesionym głosem. Ręce miałem na pierwszy rzut oka czyste, ale wciąż czułem, że się kleją. Denerwowało mnie to. Parę minut później wpatrywałem się w nieskazitelną, białą sukienkę Emily, która sięgała jej tuż za kolana. Szła obok mamy kilka kroków przede mną rozmawiając z nią o ostatnich zajęciach śpiewu. Widocznie była czymś podekscytowana, bo mówiła szybko zapominając o regularnym oddechu. Zrobiłem trzy szybsze kroki i potykając się wyciągnąłem ręce do przodu, aby zamortyzować upadek. Reszta rozpuszczonego loda wylądowała na plecach Emily tworząc kontrastową dwukolorową plamę. Wszyscy szybko odwrócili się w moją stronę. Przejechałem dłonią kila centymetrów po szorstkiej nawierzchni po chwili czując ciepło od jej wewnętrznej strony. Mama podniosła mnie. Odwróciła moją rękę i troskliwie przytuliła. Kawałek uszkodzonej skóry odstawał odsłaniając delikatnie zakrwawioną ranę.

– Nic ci nie będzie – powtarzała po tym jak przetarła mi dłoń kolejną chusteczką i ponownie przyciągnęła do siebie.

Tym razem to nie na ustach mojej siostry pojawił się uśmiech.

Trochę mnie to kosztowało, ale było warto.