Niewdzięczne koło

Wybieram numer 20 na domofonie,
nie wiedząc, że trochę się śpieszę
ze składaniem faktów, bo nikt nie otworzy.

Chcieliśmy pójść na późne śniadanie,
udało nam się, bo do pierwszej serwowali
herbatę i pieczywo między konwaliami.

Na ścianę wody przed nami uśmiechnęłaś się
mówiąc, że zawsze tak chciałaś,
tylko, że wcześniej nie było mnie obok.

I tylko przez dwie godziny widziałem Cię smutną,
gdy rozdzieleni mieliśmy mylić się w zeznaniach.

Dla tych, którzy zapomnieli jak wyglądały początki

Dla tych, którzy zapomnieli jak wyglądały początki,
albo nie brali w nich nigdy udziału,
bo poznawali się wszędzie i nigdzie, za szybko
przechodząc w rutynę i cynizm,
możemy powtarzać, że poznaliśmy się dwa tygodnie temu,
i dlatego ważny jest dla mnie Twój dzień,
i uśmiech, i wyciągnięta dłoń.

Możemy powiedzieć, że to trzeci tydzień znajomości,
przez co jeszcze nie skończyliśmy się starać,
słuchać tej drugiej osoby i wychodzić na spacery,
i nie mówić jedynie o marzeniach,
tylko spełniać je, bo dlaczego nie?

Blasku w oczach nie wytłumaczymy,
bo to niewiadoma, która jest gdzieś w głębi nas,
gdy stoimy w promieniach wiosennego słońca,
i pod gołym niebem rozgwieżdżonym,
kiedy w sumie powinnaś mieć ubraną czapkę,
a nie masz.

I nie ma rzeczy niemożliwych

Twój uśmiech sprawia, że wznoszę się wysoko,
i w jednej chwili mam tysiąc myśli,
chcę krzyczeć i tańczyć, i krzyczeć,
że szczęście nosi Twoje imię,
i podnoszę Cię znowu i ściskam,
i tęsknię na samą myśl, że już wracamy
i kończy się dzień.

Twój sweter

Daj, to poniosę Twój różowo-niebieski plecak
i będzie tak jakbyśmy byli dziećmi,
bo nie musimy się martwić o jutro,
ani nawet o dziś wieczór.

Przyjdź znowu do mnie,
to pouczymy się dokładnie jak wczoraj,
nie pozostawiając miejsca stereotypom,
którym dobrze w zamkniętych szkatułkach.

Myślę o tym jak wyglądał Twój sweter,
jak krótko widziałem go na Tobie,
chwilę później szeptałem między ciszą,
jak wiele musiałaś zrobić, żebyśmy byli tutaj,
powtarzając imię i nazwisko,
i znowu ściskając dłoń mocniej.

Zamieniliśmy kilka zdań

Zamieniliśmy kilka zdań,
po kilku tygodniach spoglądania na siebie,
widziałem jak nabierasz powietrza,
jak słuchasz.

Chciałaś powiedzieć coś jeszcze,
kiedy wychodziłem otwierając usta
odwróciłaś głowę, ale widziałem
to wszystko.

Wylądujesz w czyichś ramionach,
budząc się rano z posmakiem porażki,
później opowiesz koleżankom,
że jest fantastycznie,
że jest fantastyczny i co tam jeszcze
będą chciały usłyszeć.

Jałowe życie zniszczy blask
Twoich oczu, wiem to.
Nakarmiona cynizmem
nie będziesz w stanie zasnąć,
nie będziesz chciała wstać,
przecież znasz to.

Za oknem nigdy nie świeciło słońce

Uczę się,
bo jesteś obok,
bo dzień już nie wygląda tak samo,
trochę się zmieniło od tego czasu,
gdy postanowiliśmy przewrócić
nasze życia do góry nogami.

Gdybym nie mógł zatracać się w Tobie,
nie znaczyłby nic zupełnie dzień.
Gdybym nie odnalazł Ciebie w porę,
moglibyśmy się minąć siebie nieświadomi.

Wtedy byłoby tylko gorzej,
byłoby jak wtedy, gdy nie miałem siły otworzyć oczu,
gdy nie chciałem rozsunąć firan,
bo za oknem nigdy nie świeciło słońce.

Uczę się,
że kołdra należy do Ciebie,
podobnie jak większość łóżka,
i czekolada.

Każdego dnia uczysz mnie szczęścia.

Zazwyczaj to zaczyna się przypadkiem

Zazwyczaj to zaczyna się przypadkiem,
zazwyczaj kończy szybciej niż się zaczęło,
nie tym razem,
bo kolejny poranek przypomina,
że śpisz obok spokojna i piękna,
jeszcze bardziej piękna niż wczoraj.

Może wczoraj byłaś nieznośna,
jak potrafisz być tylko Ty,
dzień wcześniej i później
na spacerze w deszczu szczęścia skąpani,
liczyliśmy ile białych płatków
zostało do zjedzenia.

Prasujesz mi koszulki do pracy,
nikt tyle dla mnie nie robił.

Gdyby nie podcięte Achillesy

Miałem cię nosić na rękach
i gdyby nie podcięte Achillesy
pewnie tańczyłbym do Parov Stelar
lub chociaż poszedł po bułki

Wyglądasz na zadowoloną
w tramwaju, w którym brakuje miejsca
na luźną rozmowę o filmie,
po brzegi wypełnionym hipokryzją

Udajesz zmieszaną ściągając bluzkę,
odgarniając włosy zawstydzona
byłaś może kiedyś, bo teraz
zwyczajnie nie wiem po co to robisz

Nienawidzę dni, które…

Nienawidzę dni, które mają smak
taniej wódki.

Dni, które brzmią kłamstwami
małych ludzi.

Dni, które wyglądają jak smutek
samotnych oczu.

Dni, które mają zapach
gnijącego ścierwa.

Nienawidzę, gdy te dni
składają nam tydzień za tygodniem.

Po prostu jestem bezproduktywnie

Mam plan tygodniowy,
do godziny rozpisany:
praca, nauka, sen.
Tylko to bez sensu wszystko,
bo nie mam ciebie.

Wciąż myślę, że jesteś,
wciąż myślę, że to kwestia czasu,
tylko czasami to już nie pomaga.

Wtedy mam dosyć, wiesz?
Zrezygnowany wrastam w ziemię
i po prostu jestem bezproduktywnie,
nic więcej.