Coraz rzadziej muszę spędzać czas z ludźmi, dla których materializm…

Spoglądam na moich przyjaciół. Za każdym razem podobnie wpadając w trans, bo stają przede mną ludzie, dla których nie liczy się to czy do pracy jadę autobusem linii 89 (wpierw chciałem napisać 69, ale to liczba przeklęta!), czy Ferrari F12 Berlinetta (Czerwonym, Rosso Maranello). Liczba 12 też jest przeklęta jakby ktoś pytał.

Coraz rzadziej muszę spędzać czas z ludźmi, dla których materializm to coś więcej niż religia i wierzą, że oparcie warto mieć w kimś, ale jeszcze lepiej byłoby się opierać o fotel choćby czerwonego Ferrari właśnie.

Cieszę się, bo to grupa wspaniałych, która jest daleka od takich celów, od takich rozmów, od podniecania się ilością, wartością i ceną. Wcale nie tęsknię za historiami, co kto sobie gdzie kupił i ile zarobił, i co dał tata, dziadek i wujek, a na co wystarczyło ze zmywaka w Anglii. Nie muszę i nie chcę słuchać o tym, że ktoś jest takim zdolnym Januszkiem biznesu, że sam dorobił się Bentleya i willi w Portugalii będąc jeszcze w wieku mojego młodszego brata.

Liczy się dla mnie świadomość, że ktoś bliski niedawno wstawił okna, albo rozgląda się za własnym mieszkaniem, bo jest możliwość postawienia tego kroku. Jeszcze ktoś inny nabył alufelgi i po kilku długich godzinach naprawił zamek w aucie. Kudos Kochani!

Nie jestem gotowy na Disco

Nietypowe wesele, na którym stoły nie uginają się od wódki i galaretek, których nikt nie je, a o 4:00 nad ranem straszą jak matki i córki z chybionymi makijażami. Wesele wręcz słabe, bo o 21:00 jeszcze wszyscy trzeźwi, no i nie ma wujka Zenka, który chętnie zatańczyłby na stole w rytm czegoś, co szkoda nazywać muzyką, bo jak myślę o muzyce to przychodzi mi na myśl Grechuta, Zimmer i choćby SOKO…

Więc nie, nie jestem gotowy na Disco, a tym bardziej na Polo. Nikt publicznie nie zwracał, nie kłócił się i nie wyciągał brudów sprzed laty, gdy umierała czyjaś babcia i jakieś rodzeństwo-złodzieje ukradli jej mieszkanie.

Trudno sobie wyobrazić, ale pierwszego tańca nie widzieliśmy nawet, bo odbył się przed 2:00, gdy większość gości już opuściła salę. Mimo tego, że nie słyszeliśmy też piosenki, założę się, że to nie było nic z tych 10 najpopularniejszych, ani z Krajewskiego, ani nawet z Krawczyka.

Nie wiem kto to w ogóle wymyślił, żeby okradać młodych z tej całej presji związanej nie tylko z pierwszym tańcem, gdzie wszyscy stają wkoło i łapiąc się za ręce zaczynają chodzić w kółko (ręce muszą czymś zająć, póki wódki nie wypada pić jeszcze). Trudno było też pojąć jakim prawem nowożeńcy mieli chwilę dla gości, dla siebie, a co gorsza na szklankę wody i posiłek.

Dwa razy zastanawialiśmy się czy nie odebrać prezentu, toż to przecież było jedno wielkie nieporozumienie.

Na samym końcu jednak najważniejsi są oni i mówię wam, że byli cholernie szczęśliwi, i tak patrzyłem na nich uświadamiając sobie, że najważniejsze jest przecież z kim się jest na weselu, zwłaszcza na swoim…

[Bez Ciebie wszystko łamało się w pół]

Bez Ciebie wszystko łamało się w pół.
Chyba lepiej, że nie musiałaś tego oglądać,
słuchać jak wypowiadam słowa, po których
nie mogłem wytrzymać ze sobą w pokoju
i wychodziłem w środku nocy na zewnątrz,
gdzie było niewiele lepiej.

Dobrze, że nie musiałaś siedzieć obok,
kiedy wydawało mi się lepiej, że wiem komu
mogę zaufać i, że nie ma niczego złego
w kolejnej butelce alkoholu, chociaż było
i zawsze będzie, bo nie jestem innym.

Przed dziesięcioma laty nie potrafiłbym zrozumieć,
czym możesz być dla mnie, czym stajesz się każdego
dnia, gdy bawisz się wpływami otoczenia,
gdy każdej niepotrzebnej myśli odbierasz sens istnienia,
i wyciągasz mnie na powierzchnię z siłą,
która każe mi dziękować za każdą minutę,
w której dane mi jest rozczesywać palcami Twoje włosy.

[Na post-apokaliptyczny spacer]

Na post-apokaliptyczny spacer
wybierasz się ubrana w ledwo dostrzegalny uśmiech
i przeciwdeszczową kurtkę, która ma prawo
osłonić przed burzą, ale nie może uchronić,
przed pustymi komentarzami:
w poczekalni, na korytarzu i obok parku,
gdzie spadające liście przypominają
nic niewartych ludzi.

Czasami tygodniami czekamy na promień słońca
i szczery uśmiech, ale o wszystko bywa tu
raczej trudno.
Co kilkanaście kroków odwracasz się w moją stronę,
upewniając się czy jestem,
a ja chcę powiedzieć wtedy, że jesteś najlepsza,
ale słowa znowu grzęzną w gardle.

Przyglądam się jak odwracasz głowę,
fala włosów zasłania Twoją twarz,
gdy nie widzę jej przez dłuższą chwilę
zaczynają szczypać mnie oczy.

[Nie uniosłaś ani razu głosu, a rękę w geście]

Podziwiam jak pewnym ruchem przywołujesz mnie
po chwili uderzając drobną dłonią o zniszczone deski
ławki, na której ktoś wyrył kółko i krzyżyk
wyznając przy tym nienawiść do nieznajomej,
która zniknęła najpewniej bez słowa.

Nie wiem czy wypada mi zasłaniać te uczucia,
ale nie jestem w stanie stać obok, jeśli Ty
sobie tego nie życzysz, bo kiedyś idąc przed siebie
widziałem jedynie Twój zarys, jedynie myśl,
że może jednak poczekasz chwilę na mnie,
dasz się dogonić i przytulić nawet.

Opierasz głowę na moim barku i pociągając nosem,
przypominasz, że jest tu cholernie zimno
i nawet wtedy, gdy upadałem daleko za Tobą,
nie uniosłaś ani razu głosu, a rękę w geście,
że teraz nie mogę się poddać, że muszę dalej iść.

[Gdybyś miała na imię Regina]

Gdybyś miała na imię Regina,
to bym Cię tak bardzo nie lubił już,
bo to dziwne imię i nie wiem czy mi się podoba.
Nie wiem też co powiedziałby kolega i koleżanka,
może nie chcieliby się dłużej zadawać ze mną.

Pewnie nie miałabyś tak lśniących włosów,
mając takie imię,
pewnie nie potrafiłabyś wyrażać myśli w taki sposób,
że wracają do mnie w najmniej oczekiwanych momentach,
często pomiędzy trzecią, a czwartą nad ranem.

Myślę, że nie potrafiłabyś się tak ładnie uśmiechać,
bo z takim imieniem to niemożliwe raczej,
albo nawet na pewno, bo pewnie byłabyś na ogół smutna.
I tylko ja byłbym jeszcze bardziej nieszczęśliwy.

Takie niemodne byłoby to imię, wręcz niedorzecznie.
Wtedy Twoje zainteresowanie modą byłoby sztuczne
najpewniej i kłóciło z otoczeniem jak myśli we mnie,
gdybyśmy mieli się przedstawiać w teatrze.

Nie wiem czy potrafiłbym spojrzeć wtedy na siebie,
gdybyś mi się spodobała tak bardzo jak teraz.

A może po prostu pójdziemy na spacer?

Raz wtóry zza rogu wzywa dorosłość,
każe wybierać podłogi i kolor ścian,
wrzuca do skrzynki stos listów szarych,
stara się ściągnąć beztroski czar.

A może po prostu pójdziemy na spacer?
Zamiast się martwić nieprzychylnym dniem,
smutnym uśmiechem mamy na wieczór,
taty wspomnieniem, niepewnym snem.

Nawołuje do nas odpowiedzialność,
za słowo mówione, prywatny grzech,
wytyka palcem co by się stało,
próbuje zaburzyć spokojny dech.

A może powiemy dzisiaj stanowcze nie?
Bo jeszcze przyjdzie zmartwienie jutra,
pomimo tęsknoty siedzenie do nocy,
nauka na studia, praca do późna

Tańczyć w deszczu i śmiać się do łez…

Tańczyć w deszczu i śmiać się do łez, podobać się sobie najbardziej, może dzisiaj jeszcze raz wspomnieć pierwsze wspomnienie i pocałunek. Przejść przez życie wspólnie, przez humory i smutki. Skakać przez kałuże, przez próg i na piasku. Nigdy nie zapominać o pasji, o wspólnym wspieraniu się i staraniach ponad wszystko, bez względu na czas. Uczyć się siebie w każdej sekundzie, dziękować Bogu, że jesteś i jesteś.

Trzy, dwa, jeden…

Trzy, dwa, jeden… Może jeszcze pół roku temu ocierałem się o dno i może kilka tygodni przed tym jak się spotkaliśmy też, i może nawet kilka dni wcześniej było podobnie. Wieczny idealista, bo zamarzyłem sobie poznać kogoś, z kim będę mógł porozmawiać o dniu, muzyce, marzeniach i tym w jaki sposób na co dzień odbieram życie. Przy tym słuchać i chłonąć każdą minutę jak nagrodę za te dni podobne do siebie, za chwile i tygodnie zwątpienia, za problemy z porannym wstawaniem i marnowaniem dni na myśleniu o chęciach, których nie przekuwało się w czyny i okazuje się dzisiaj, że to jeden z największych demonów mojego życia.

Mówiłaś do mnie o Freudzie i jego teoriach, o tym, że się nie zgadzasz i zupełnie inaczej odbierasz sens naszego istnienia. Filozofując na co dzień o niezdolności do tego typu przemyśleń nie tylko Twoich rówieśniczek, jak i podejścia do samego tematu ponownie pomyślałem o tym, jak mądrą dziewczyną jesteś. Równie mądrze układasz sobie w głowie dzień i listę priorytetów, moralność i normalność, które zamieniają się w wyjątkowość. Jak daleko od tych teorii stoimy trzymając się za ręce zerkając na siebie co jakiś czas pełnymi tęsknoty oczyma. Tylko radości jest w nich więcej.

Poznaliśmy się ponad miesiąc temu. W zależności od wyznawanych zasad to może być dużo, lub mało. Jak wiadomo czas jest względny, natomiast w swoim upływaniu dokładnie odwrotnie, bo żadna z godzin, które są za nami nie powtórzy się. Upraszczając nie znamy się od wczoraj, spędziliśmy ze sobą trochę więcej czasu niż mało jak sądzę. Do dzisiaj nie jestem w stanie objąć umysłem, co wydarzyło się podczas pierwszego spotkania w Zapałce. Kiedy podszedłem do Ciebie na Starym Rynku, gdy wyruszyliśmy, kiedy Twój czerwony płaszcz kazał zapamiętać ten moment i Twoje włosy, które uwielbiam i uśmiech. Pierwszy spacer, jak każdy kolejny wypełniony opowiadaniem o tym, co znaczy dla nas życie i co sprawiło, że jesteśmy właśnie tacy, właśnie tutaj. W kawiarni wypiliśmy herbatę, w tym czasie siedząc w najdalej wysuniętym miejscu opowiadałaś jak wiele znaczy dla Ciebie taniec, skąd pomysł na tatuaż i dlaczego odcinasz się od słabych weekendów, o wyjątkowości których świadczy ilość wypitego alkoholu.

Rozmawialiśmy na tyle tematów, że dzisiaj zwyczajnie nie jestem w stanie ich sobie przypomnieć. Nie wszystkich. Zamiast tego pamiętam doskonale jak wsłuchiwałem się w Twoją interpretację świata, gdy opowiadałaś o marzeniach, zmartwieniach i planach. Tym samym zacząłem bardzo powoli poznawać Twoje wnętrze, dość szybko uświadamiając sobie jak bardzo różnisz się do reszty dziewczyn, które poznałem. Niespecjalnie wybierając w słowach – jesteś piękna, Twoje usta… Nie trzeba być nikim wyjątkowym, żeby to dostrzec. Jednak wszystko wskazuje na to, że Twoje wnętrze jest jeszcze bardziej zniewalające. Bynajmniej tak zadziałało na mnie. Tak działa. Ponadto nie mam pojęcia czy ktokolwiek inny miał okazję zobaczyć Ciebie z tej strony, dzielącą się tym, co w Tobie najcenniejsze pomiędzy speszonym uśmiechem, a splecionymi mocno rękoma. Chcę, żebyś wiedziała jak wiele to dla mnie znaczy, na co dzień głównie dotrzymując Ci kroku i wprawiając to w świetny nastrój, to w delikatne zakłopotanie, dzisiaj chciałem zwyczajnie o tym napisać.

Dwa miesiące temu

Styczniowy, chłodny wieczór. Zostałem sam na sam z myślami, a zamiast tego należało zakładać garnitur. Już wtedy powinienem był się uśmiechnąć. Nie zrobiłem tego i wiecznie spóźniony czterdzieści minut po czasie dotarłem do Opery. Usiadłem przy stole jeszcze nieświadomy, że to wydarzy się właśnie dzisiaj.

Po chwili wszystkie miejsca zostały zajęte. Podnosząc wzrok po raz pierwszy zobaczyłem Ciebie. Siedziałaś w czarnej kreacji kilka miejsc dalej. Zdawało się, że nie zwracałaś na mnie uwagi. Zdawało się, że wszystko sprowadziło się do krótkiego uśmiechu, do opuszczonego wzroku. Godziny upływały szybko, a ja szukając okazji starałem zamienić się z Tobą choćby kilka słów. Zerkałem na Ciebie, gdy tańczyłaś, gdy śmiałaś się i żartowałaś. Zastanawiałem się dlaczego przyszłaś sama, bo przecież jesteś śliczna i pewnie nie możesz narzekać na brak zainteresowania. Zamiast odpowiedzi zatańczyliśmy kilka razy, w kilku słowach opowiedziałaś mi jak podoba Ci się wieczór i co robisz na co dzień. Pamiętam naszą pierwszą wymianę zdań i nie masz pojęcia jak się wtedy denerwowałem. To było kilka godzin wcześniej przy stole.

Jakiś czas później siedziałaś na scenie i patrzyłaś na tańczących ludzi. Nie mam pojęcia czy zauważałaś wówczas mój wzrok, moje Tobą zainteresowanie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w środy wstajesz o 5:30, ani o tym, że kilka lat temu paskudnie się poparzyłaś, a chciałaś zrobić tylko mrożoną kawę. Nie miałem pojęcia, że treningi tańca aż tyle dla Ciebie znaczą i, że w ogóle tańczysz. Nie wiedziałem o czerwonym płaszczu, ani o czapce, ani o tym, że nosisz szkła kontaktowe. Nie lubisz wytrawnego wina i owoców morza. Przede wszystkim nie mogłem wiedzieć o tym w jaki sposób będziesz potrafiła mówić do mnie, jak słuchać. Jeszcze wtedy nieświadomy żegnałem się z Tobą i uśmiechałem tylko niezręcznie. Chwilę później zniknęłaś mi z oczu.