Gdybyś wiedziała – Czerwone światła sprzeniewierzyły się przeciwko Tobie.

Kraj: USA, miasto: Nowy Jork, miejsce: taksówka

Otworzyło się nad nami niebo i tym razem nie były to promienie opatrzności tylko ściana wody, która zrobiła z nas dwoje naprawdę mokrych ludzi. Zapomniałem swojej super tajnej parasolki 007, w której wystarczy wcisnąć przycisk, aby się otworzyła. Przemoknięta powtarzasz ósmy raz, że przecież mnie o to prosiłaś. Pytałaś też czy w ogóle Cię słucham. Zastanawiam się co chcesz przez to powiedzieć i wiem, że chodzi o to, że jestem zły i niedobry, i zły.

Pogoda pokrzyżowała nam plany na dzisiejszy wieczór, ale równie dobrze moglibyśmy być gdzieś w środku jakiegoś budynku. Nie moja wina, że w przeciągu kilku minut spadło tyle deszczu ile zazwyczaj pada w przeciągu godziny. Myśleliśmy, że mamy tylko kilkanaście metrów, żeby się schować, nie zdążyliśmy, bo z Central Parku wszędzie jest dalej. Przestało padać i wychodzimy z ukrycia. Ten daszek zrobił dzisiaj kawał niezłej roboty. Patrzysz na mnie cała przemoczona i tylko wdychasz ciężko. Proponuję taksówkę. Odpowiadasz, że Tobie jest już wszystko jedno. Nie znoszę tej odpowiedzi, ale to nie miejsce i czas, żeby rozpoczynać rozmowę na ten temat. Chwilę później zatrzymujemy żółtą taksówkę i wsiadamy do środka.Taksówkarz patrzy na nas spod byka, pewnie jedyne o czym teraz myśli to nasze mokre tyłki na tyle jego samochodu. Pyta się szorstko dokąd, podajemy adres i ruszamy w kierunku hotelu. Zastanawiam się kto w tej taksówce jest w najgorszym nastroju, odwracam się w Twoją stronę i już nie mam złudzeń. Przyznaję się do błędu i czuję jak Twoja ręka zaciska się na mojej. Mówisz, że już czujesz się lepiej i przepraszasz za ten wybuch. Jestem zaskoczony i podejrzliwy. Widzisz moją reakcję i spokojnie prosisz, żebym nawet nie próbował. Chcesz jak najszybciej dotrzeć do domu i ściągnąć z siebie te mokre ubrania. Odpowiadam, że też tego chcę. Insynuujesz, że myślę tylko o jednym. Odbijam piłeczkę, bo bardzo dobrze wiesz, że nie tylko. Przymykasz oczy, jesteś zmęczona. Muszę przestawić się na tryb opiekuńczy i zmienić sposób myślenia o Tobie w tej chwili. Odgarniam Ci wciąż mokre włosy mówiąc, że jesteś śliczna. Dziękujesz i kierujesz zmęczony wzrok poza szybę samochodu.

Chciałem Ci poopowiadać o nowojorskiej taksówce i kilku miejscach, które mijaliśmy po drodze. Jednak nie sądziłem, że weźmiemy ją w takich okolicznościach. Opowiem kiedy indziej.

Dojeżdżamy na miejsce. Płacę za przejazd i wychodzimy na zewnątrz. Twierdzisz, że czerwone światła sprzeniewierzyły się przeciwko Tobie. Kilka przechodzących osób wyraźnie mierzy Cię wzrokiem, są wśród nich mężczyźni, kobiety, nastolatki. Naprawdę nie wiem czy tego nie zauważasz i do dzisiaj mam problem, żeby w to uwierzyć. Kierowcy zły humor też chyba przeszedł zaraz po tym jak spojrzał na Ciebie. Później zerkał jeszcze kilka razy.

Gdybyś wiedziała – Przez Ciebie stanę się patriotą na etat, dwa, lub trzy…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: Łuk Triumfalny, Pola Elizejskie

Niebieskie jeansy, biała bluzka. Nie tylko w tym będziesz wyglądała zmysłowo. Na ilu osobach, poza mną oczywiście, zrobisz większe wrażenie niż jakiś tam Łuk Triumfalny? Na wielu. Jestem o tym przekonany. Nie zapomnę tego widoku i chwili, gdy razem wejdziemy na szczyt. Zwłaszcza momentu, kiedy będziesz wchodziła po schodach, bo ja oczywiście zgodnie z etykietą puszczę Cię przodem. Zupełnie nie jak dżentelmen będę się przyglądał Twojemu zmysłowemu ciału, jak stawiasz kolejne kroki.

Jeżeli okaże się, że będę musiał Cię dogonić nie bądź zaskoczona. Zresztą nie tylko na schodach, również na płaskim chodniku i na przejściu dla pieszych. Pilnuj mnie wtedy, zwłaszcza na przejściu dla pieszych, bo mogę nie usłyszeć nadjeżdżających samochodów. Niedługo po tym świadomym incydencie wspólnie zobaczymy Paryż u naszych stóp po raz pierwszy. W kółko będę chciał słuchać jak odbierasz otoczenie. Może będziesz zaskoczona, może zachwycona, nie wiem. Dla mnie możesz być rozczarowana tylko opowiedz dlaczego. Chyba będę zazdrosny jak w wielu innych miejscach o to w jaki sposób pachniesz. Nie gniewaj się wtedy za bardzo. Zwyczajnie uprzedzam. Zamiast tego przypomnij mi, że jesteś tylko moja, tylko dla mnie. Przytul z całych sił, abym mógł poczuć zapach Twoich włosów i powtórnie zatracił dech.

Właśnie zdradziłem plany na dzień dzisiejszy, a teraz wyobraź sobie każde inne miejsce zamykając oczy na kilka sekund. Niech wyobraźnia przeniesie Ciebie kilkanaście lub kilka tysięcy kilometrów stąd zupełnie jak we śnie, gdziekolwiek będziesz miała ochotę. W rzeczywistości nie ma nas tam, w tej właśnie chwili. To nazbyt oczywiste, wiem. Jednak kilka lat temu stałem dokładnie tu bez Ciebie. Nie było nas w tym samym miejscu. Pozornie ten sam kraj, niebo i ziemia, a jednak inne podobnie jak zachwyt.

Poszukaj dla nas polskości w tym miejscu. Mów na głos i bądź dumna jak jestem ja. Jak wtedy, gdy byłem tutaj po raz pierwszy. Przez Ciebie stanę się patriotą na etat, dwa, lub trzy, bo nie wyobrażam sobie inaczej. Powiedz co Ci się tutaj podoba najbardziej, a co nie. Skomentuj pogodę i mijającą nas, nieznajomą parę. Porównaj wrażenia z oczekiwaniami. Bądź szczera, jak wtedy, gdy jeszcze nie mieliśmy pewności. Będę patrzył. Nie wiem jak długo uda mi się słuchać uważnie, pomimo starań. Być może ponownie zatonę w urzekającej barwie Twojego głosu, kształcie malinowych warg i nagle znajdę się w zupełnie innym świecie.

Gdybyś wiedziała – Najpiękniejsze chwile muszą się kończyć…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: Wieża Eiffla, Pole Marsowe

Jeżeli tylko trafimy na upalny dzień zabiorę od Ciebie rzeczy, albo najpierw oddam, żebyś miała się w co ubrać… Gdy będziemy już w drodze zabiorę różne drobiazgi, żebyś nie musiała ich nieść i będę kazał Ci dużo pić, albo poproszę… Na pewno będę kazał się pocałować, czasami nie zapytam o zdanie. Jak to ja. Zupełnie jak wtedy, gdy nagle moja ręką zaciska się na Twoim pośladku. Może tym sposobem będzie Ci chociaż odrobinę łatwiej. Iść oczywiście.

Fundamenty mają tutaj jakieś czternaście metrów głębokości. Podejrzewam, że to całkiem dużo skoro wytrzymały już tyle lat i setki tysięcy odwiedzających. Jesteśmy w miejscu, gdzie praca nad fundamentami jest niezwykle ułatwiona. Magia tego budynku, tego miasta. Dookoła rozległa przestrzeń, dziesiątki ludzi przechodzą w każdym kierunku niosąc w sercach setki uczuć. Zdaję się, że tutaj wszystko jest odrobinę łatwiejsze. Jak gdyby słońce świeciło ciut jaśniej i nawet gdybyśmy skończyli na bruku, tutaj wyglądałoby to inaczej. Czuję, że gdybym coś spieprzył, wybaczyłabyś mi szybciej i mogłabyś być jeszcze bardziej wyrozumiała. Rozmyślanie przerywa Twój delikatny głos.
Opowiedz mi co robiłaś, gdy nie było mnie w pobliżu. Czym zajmowałaś się na co dzień? Co Cię martwiło? Czy kiedyś otarłaś się o śmierć, o myśli, że wszystko jest nieważne? Odpowiedz na te pytania lub milcz – szczęśliwa. Dopóki będziesz przy mnie, a największym szczęściem dla mnie będzie radość w Twoich oczach, za którą będę odpowiedzialny miejsce nie będzie miało znaczenia.

Przeciwności nie zabraknie, tak jak na co dzień ich nie brakuje. Nie tylko nam. Pamiętaj, że najtrudniejsze będziemy mieli za plecami – odnalezienie siebie. Teraz z niczym nie musimy się śpieszyć. Możemy postać w ciszy, otwierając się jak podczas najwspanialszej rozmowy. Usiąść choćby na metalowych schodach, czy krzesłach. Postaram się wytłumaczyć swoje zachowanie jeżeli tylko mi pozwolisz i będziesz chciała wysłuchać, uwierzyć. Jednak wcześniej otulmy się ciszą, byciem przy sobie. Przyciągnę Ciebie z całych sił, przytulę unosząc w górę upewniając się, że tym razem jesteś naprawdę.
Magnes Twoich ust będzie silniejszy ode mnie. Będę chciał zatrzymać tą piękną chwilę i nie wypuszczać jak Ciebie, jednak nie pozwól mi na to. Najpiękniejsze chwile muszą się kończyć, aby świadomość zarejestrowała jak bardzo będę tam z Tobą szczęśliwy.

Gdybyś wiedziała – Kilka godzin w trasie przespałem…

Kraj: Francja, miasto: Paryż, miejsce: torowisko

Kilka godzin w trasie przespałem. Miałem swoje powody, bo autokar odjeżdżał przed piątą nad ranem, a to nie jest pora, w której bywam w najlepszej formie. Wjeżdżamy do stolicy Francji, miasta legendy. To tutaj miały początek między innymi pierwsze zorganizowane akcje napadów na banki i podobne punkty. Wyglądało to mniej więcej tak, że bandyci już na początku dziewiętnastego wieku korzystali z usług zawodowych kierowców. Akcja rabunkowa przebiegała zazwyczaj szybko i sprawnie. Sprawcy odjeżdżali z łupami, a w pościg ruszała policja konna.

Łatwo odgadnąć, że wskaźnik zatrzymań w przypadku takich napadów był bardzo, bardzo niski. Mówi się, że jeden z takich nieuczciwych kierowców woził samego sir Artura Conana Doyla, autora kryminałów o przygodach Sherlocka Holmesa. Jak widać Doyle znał się nie tylko na pisaniu, albowiem wiedział również jak dobierać sobie podwładnych. Warto dodać, że taki rozmach w Ameryce miał miejsce dopiero w latach trzydziestych. Mafia z Chicago mogła się uczyć od Francuzów.

Akcje rabunkowe są co najwyżej ciekawą anegdotą, bo w Paryżu działy i wciąż dzieją się znacznie gorsze rzeczy. Prostytucja francuska, wraz z handlowaniem ludźmi to tradycja porównywalna do mody odzieżowej i perfumeryjnej. Przewroty, przekręty, obalenia rządów. Narkotyki, strzelaniny, ubóstwo i grupy przestępcze, tego w tym mieście nie brakowało i nie brakuje na pewno. Z jednej strony dziedzictwo kulturowe całego świata, z drugiej całe jego zło czające się gdzieś poza światłami blichtru. Dzisiaj widzę tutaj ogromny przekrój etniczny, który na siłę musi ze sobą tworzyć społeczeństwo. Zamieszki sprzed kilku laty pokazują jak kruche filary ma taka forma rządzenia ludźmi. Wybuchy nienawiści i kilometry pochodów, dziesiątki podpalonych samochodów i powybijanych witryn. Według mnie powtórka jest tylko kwestią czasu. Takie miasta to niebezpieczne demony, ujście całej niedoskonałości systemów politycznych bez względu na ich rodzaj. Zdecydowanie Paryż w płomieniach by mnie nie zadziwił.

W środku dnia idę mniej atrakcyjnymi dla turystyki ulicami, świadomie wyszedłem poza przewodnik. Mam wrażenie, że jestem pośrodku czegoś nieprawdziwego. Nie przeszkadzają mi różne kolory skóry, czy wyznania, ale tutaj można odnieść wrażenie, że one przeszkadzają sobie nawzajem. Wymieszane napisy arabskie z francuskimi, przeróżne flagi i dekoracje różnych kultur kłócą się ze sobą. Być może przesadzam, ale poza szarością wielu głównych ulic Paryża ten widok dotknął mnie najbardziej. Przechodząc obok mężczyzny handlującego trefnym towarem uświadomiłem sobie, że to zupełnie nie te miasto, które poznałem z telewizji. Każdy stara się zarobić na życie, znaleźć na siebie pomysł. Tysiące osób przecinają ulice i skrzyżowania, jest szaro i smutno. Niedopałek papierosa ląduję obok śmietnika i ginie pomiędzy foliowymi opakowaniami, a kartonowymi kubkami po kawie. Tłumy ludzi czekają na zielone światło. Wyglądają różnie, różnie są ubrani. Nie wymawiając słowa może jestem dla nich kolejnym Francuzem, kimś niepotrzebnym tutaj.

Naglę staję nad mostem pod którym przebiega osiem torów kolejowych. Widok jest wprost niesamowity. To jedno z najbrzydszych i najprawdziwszych miejsc, które widziałem. Most, tory, kamienie pomiędzy, przęsła wzdłuż torowiska. To wszystko było po prostu zardzewiałe, brudne. Mury zamalowane byle jakimi napisami. Dodatkowo praktycznie brak zieleni, samochody zaparkowane jeden za drugim, kilkupiętrowe nieodremontowane budynki sprzed kilkudziesięciu laty. Do tego mieszkańcy jakby wyrwani z innej epoki, z innego miejsca. Te elementy zebrane w jedną całość stworzyły obraz, który na stałe utkwił mi w pamięci.

W Paryżu mógłbym zatracić się w Tobie na dobre.

Gdybyś wiedziała – Tło nieistotne.

Pojawiając się zmienisz mój sposób patrzenia na świat – jaki on wtedy będzie? Inny, tego jestem pewien. Zamknięty, piękny i nieokiełznany. Nieobliczalny jak my. Będzie ułudą i przelotnym wrażeniem, że został zdobyty, że człowiek ma nad nim władzę. Wymkniesz się spod kontroli raz, drugi i piąty, a sukienka w kwiaty i włosy do pasa wytłumaczą wszystko. Staniesz z ręką opartą o bok podtrzymując moje miejsce, jedno z ulubionych. Poza do kolorowego zdjęcia, w tle szklana piramida. Tło nieistotne. Pierwszy plan najważniejszy dopóki pokazuje Ciebie. Drugi plan ważny dopóki jesteś Ty, tło… nieistotne.

Robiąc niepoważną minę prowokujesz moje niepoważne zachowanie. Nikt tutaj nas nie zna, to fakt. Upominamy siebie nawzajem. Zróbmy kolejne zdjęcie i jeszcze kilka, bo Ty jesteś śliczna, a ja jestem egoistą. Przechodzimy dalej. W Luwrze jest tak tłoczno, że boję się o Ciebie. Nie puszczaj mojej ręki, bo się zgubisz. Tak, tak… Nie zgubiłabyś się, ale na wszelki wypadek nie puszczaj. Na wszelki wypadek rzeczywiście nie puszczasz. Absorbujesz moją całą uwagę próbując udawać niepocieszoną. Za chwilę barwy obrazu Mona Lisy wyblakną całkowicie, gdy staniesz w pobliżu rozświetlając jedną z wielu sal wystawowych, sama nigdy nie będąc jedną z wielu. Znowu zapomnij, że jesteś obrażona i powiedz jak tutaj jest pięknie. Dla mnie jest – nieustannie.

Zastanów się dwa razy zanim powiesz, że masz ochotę na seks, bo przed nami jeszcze kilka godzin zwiedzania. Tyle miejsc w swojej oryginalności idealnych. Patrz na obrazy i dookoła. Nie patrz w ten sposób na mnie, bo zostawię gdzieś aparat, albo zgubię portfel lub jedno i drugie, a szkoda na to czasu. Na szukanie tych rzeczy oczywiście.

Również pragnę przerwy, która z odpoczynkiem będzie miała niewiele wspólnego. Po której będę zwyczajnie zmęczony. Rzucasz mi wyzywające spojrzenie z profilu. W tym miejscu Paryż pachnie Tobą, a inne miasta mogą być po prostu zazdrosne. Inne kobiety mogą być tylko zazdrosne. Mówisz „pragnę”, a mi brakuje słów, bo fascynacja Tobą między innymi tak na mnie działa. Nagle zmieniają nam się priorytety i całkowicie zapominamy gdzie jesteśmy. Moje trzeźwe myślenie posypało się jak domek z kart, a Ty nie zamierzasz się z niczego tłumaczyć. Wkładam ręce głęboko w kieszenie, staję obok Ciebie i schylając się w Twoją stronę przypominam, że jesteś śliczna, że tyle znaczysz dla mnie, ale teraz chcę się tylko pieprzyć, a winną tego wszystkiego jesteś Ty. Zagryzasz wargę przeciągając milczenie i odpowiedź. Zerkasz w górę i z pełną klasą oznajmiasz – zabierz mnie stąd. Mam wrażenie, że krzyczysz, a to jeszcze nie pora. Za to już teraz słyszę jak głośno oddychasz.

Obiecujący wynik

– Jak się czujesz?
– Samotność. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
– Przecież jestem obok.
– Tak jakby…

Mija trzeci rok odkąd na siebie trafiliśmy przypadkiem. Przypadkiem zostawiłem jakąś cząstkę siebie, która w bliżej niewytłumaczony sposób zaprowadziła mnie do ciebie, albo to ty mnie przyciągałaś siedząc gdzieś na pierwszym piętrze w bloku ze słuchawkami na uszach wyczekując tego, co wydarzy się jutro. Jutro lecimy do Norwegii poznawać skandynawskie drewniane domy w ich kilku matowych kolorach. Kolorach, które wtopione w zielonoszare pejzaże pozostawiły w pamięci niesamowite obrazy.

Dlaczego tak trudno jest rozmawiać ludziom?

Stoję obok i słyszę jak dochodzą do porozumienia w jakiejś kwestii całkiem nieświadomi faktu, że jedno i drugie mówi o czymś zupełnie innym.
Komunikacja. Klucz to pytanie jak się miewasz, tak potrzebnego i jeszcze ważniejszego zamknięcia się, gdy nie trzeba mówić więcej.

Nie chcę, żebyś tuszowała nasze niedoskonałości. Nie mam nic przeciwko temu, że mierzymy się z niecierpliwością, albo zmęczeniem po tygodniu w pracy, albo wyczerpującym dniu.

Potrzebujemy uczyć się siebie dalej. Odbierać lekcję cierpliwości jedna po drugiej – tak mało ich czasami. Ani jeden talerz roztrzaskany umyślnie. Przymykając okno raz po raz zapominam o samotności.

Chciałbym cię zrozumieć dzisiaj jeszcze mocniej

Chciałbym cię zrozumieć dzisiaj jeszcze mocniej. Chciałbym sprawić, żeby nie brakowało ci żadnego pierwiastka, który miałby wpływ na twoje samopoczucie.

Odnaleźć sposób, by uniknąć tych najgorszych rozczarowań i momentów niepewności, oczekiwania na to, co pokaże papier, co odpowie człowiek.
Staram się nie przesadzać z tym interesowaniem się, bo przecież wiem jak wiele potrafisz osiągnąć sama i jak dużo byłaś w stanie zrobić długo przed tym zanim się poznaliśmy.

Wiem, że dasz sobie radę, a jednak nie potrafię się powstrzymać.

Nie da się ani przelać na papier, ani wybiegać, ani zniwelować wódką

Trochę wariuję przez ostatnie tygodnie… Jutro zamieni to się w drugi miesiąc i wygląda na to, że może jeszcze potrwać trochę… Trochę długo nawet może. Ilość emocji przepływających przeze mnie nie da się ani przelać na papier, ani wybiegać, ani zniwelować wódką.

To nie tak, że jest mi z tym źle, bo mnie jest wspaniale. Jak bardzo dobrze to wiesz tylko Ty. Jednak to nowe dla mnie, w naszym przypadku, w naszym ze sobą byciu. Myślałem o tym, że mieliśmy się spotkać dzisiaj, że miałem Ci coś wytłumaczyć. Wstałem przed ósmą i jakby nigdy nic zabrałem się do pracy, za oknami niedziela. Później wymyśliłem sobie, że w końcu czas na ciasto, no prawie ciasto, bo na zimno bez pieczenia. Skoro oczekuję od Ciebie odrobinę to chyba jeszcze bardziej, zdecydowanie bardziej, powinienem od siebie i ja to robię właśnie. Tak myślę. Zaniosę Ci maliny w połowie marca, bo wiem, że lubisz.

Upływały godziny i nie odezwałaś się do mnie, w sumie zacząłem sie zastanawiać czy się zobaczmy. Coś mi mówiło, że pewnie jednak nie, że się nie uda tym razem.

W tym momencie jest tak samo tylko trochę smutno. Ten czas od rana nie był zmarnowany, ale chciałbym Ci to przekazać jakoś, może ułatwić trochę. Kiedy potwierdziłaś moje przypuszczenia byłem w połowie przygotowywania tarty z mascarpone i malinami. Ja tego całego deseru nie zjem przecież i chyba nie muszę dodawać, że robiłem go z myślą o Tobie. Może właśnie dla Ciebie nawet. A z jakiej okazji? Właśnie chodzi o to, że bez konkretnej. Jakoś tak sprawia mi przyjemność zaskakiwanie Ciebie… Może zaskakiwanie samego siebie przy tym również. Od rana w pełni zaangażowany, żeby się nauczyć i, żeby coś zrobić dla Ciebie. Przychodziły mi różne myśli do głowy, ale dobre głównie… chyba.

Potrafisz wywołać wtedy huragan, który zrywa wszystko…

Kiedy jesteś w pobliżu rzeczywistość oddala się i zwalnia. Przedmioty unoszą się jak gdyby ktoś wyłączył grawitację, nieco rozmazane kontury budynków stanowią o niczym. Poukładany świat zaczyna wirować powoli, a moje serce bije szybciej, bo stajesz przed moimi oczyma.

Wpatruję się w Twoją twarz, którą wyobrażałem sobie dziesiątki razy. Czasami próbuję wytłumaczyć co znaczy dla mnie ta chwila i fakt, że jednak postanowiłaś mi zaufać. Wtedy trzęsą mi się ręce i słowa grzęzną gdzieś w gardle.

Potrafisz wywołać wtedy huragan, który zrywa wszystko, co podtrzymywane jest tylko słowami, gdy czyjeś smutne oczy zdradzają niebezpieczną samotność. Potrafisz podnieść wzrok i pozostawić te momenty bez komentarza, albo wytłumaczyć czym byłaby dla nich szansa na prawdę – wyrokiem, w którym odgrywana rola nie oznacza zupełnie nic.

Odchodzisz na kilka kroków, a ja nie potrafię ruszyć się z miejsca śledząc tylko Twoją sylwetkę i rozwiane włosy. Mówisz, że dzisiaj nie ma tu miejsca dla nikogo poza nami i nie możesz pozwolić na to, żebym starał się zrozumieć niewytłumaczalne.

Łatwa droga jest zawsze zaminowana

W kontekście ostatnich rozmów cieszę się, że nie musiałem spędzić 30 miesięcy w kamaszach. Zwłaszcza, że w jeden dzień można uczciwie popracować, zrobić sobie wyczerpujący trening, poczytać książkę i porozmawiać z przyjaciółmi. Ponadto obawiam się, że mógłbym się stać drugim Robertem Kowalskim. To nie dla mnie, wolę doktora Fleischman’a.

Od poprzednich urodzin nie było dnia, żebym nie był szczęśliwy. Stoją za tym głównie ukochana dziewczyna i moi przyjaciele. To jednocześnie tak proste i tak rzadko spotykane. Gdy wczoraj rozmawiałem z jednym z przyjaciół właśnie, odpowiedziałem na pytanie – „Jak u ciebie?” słowami – „Dobrze i bardzo dobrze tylko.” Powiedział, że to fantastyczne i, że nie często to słyszy. Mówimy oczywiście o gruncie uczciwej szczerości, gdzie czujemy się bezpiecznie – bez ocen na wskroś krytycznych, niekiedy zazdrosnych.

Dziękuję, że jesteście ze mną i równie mocno Wam życzę – najlepszego! Nie czekajcie zbyt długo na bycie szczęśliwymi, spełnianie marzeń, czy wyjazd na swoją Alaskę. Każdy dzień, czy tydzień to mnóstwo czasu. I póki nam nie każą wstawać o 5:30 pamiętajcie, że nie ma na co czekać i warto wyruszać w drogę.