Wieczorem

Bez ciebie jestem tylko spadającą gwiazdą,
na horyzoncie zlatuję głucho w nieznane.
Mógłbym spełnić czyjeś marzenia nim zgasną,
chociaż sam nie byłbym szczęśliwym wcale.

Przeminąłbym wtedy jak noc letnia przemija,
dzień pogrzebałby mnie w pamięci skutecznie.
Chociaż piękna to bezwartościowa chwila,
przecież tej nocy nie spadam po raz pierwszy.

Zanim wzejdzie księżyc, kamienie ostygną,
nakreślasz palcem drogę, którą będę spadał.
Nie pozwól bym błysnął i w oddali zniknął,
bez twojej dłoni gdziekolwiek się oddalał.