Dzięki tobie siedzę po lepszej stronie świata,
jutro znowu obudzisz się moją, jak wczoraj,
a ja będę szczęśliwszym, niż teraz jestem.
Pokażę, jak powstawałem, powoli, aż dotąd.
Za kurtyną, gdzie nie dostrzega nas już nikt,
zupełnie, pośród ciszy dookoła rozlanej,
jak dziecko przewracające kubek, umyślnie,
zmienia biały obrus, w przypadkową jedność.
Klękając nie patrzę pod nogi, czuję chłód,
ziemia nie rozstąpi się, by zabrać, co złe,
z opuszczoną głową, mogę odejść znów,
nie jestem, nie zdążę, zatrzymujesz mnie.