22 listopada 2009

Siedzieć spokojnie naprzeciwko ciebie, gdy byłaś taka piękna, to dopiero było wyzwanie. Do teraz nie wiem jak sobie z tym poradziłem, a jednak. Szeptem otwierałaś części mnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia, uśmiechem usypiałaś twarde zasady, których nikt nie mógł wcześniej złamać. ty, nie musiałaś tego robić…

W momencie, gdy pytałem czy jesteś smutna, odpowiadałaś, „nie jestem smutna, po prostu się nie uśmiecham”. Tak bardzo chciałem to zmienić, chciałem, żebyś się uśmiechała.
W twoich oczach odnalazłem część swoich marzeń, być może znalazłbym je również w setkach innych oczu, piękniejszych może, jednak nigdy nie zrobię tego ponownie po raz pierwszy. Uśmiechem podałaś mi herbatę, a ja pomyślałem, że to najwspanialsze momenty mojego życia i, że nikt się tak dla mnie nie starał, nikt się tak nie interesował, nie troszczył

Nigdy nie przypuszczałbym, że będziesz mnie szukała, choćby stukaniem delikatnym, pięknymi aksamitnymi palcami, o klawisze klawiatury zimnej. Twój czas poświęcony wtedy, był czasem poświęconym dla mnie, specjalnie, a ja być może siedziałem smutny, gdy takie rzeczy się działy, gdy takie szczęście, radość i uśmiech były kierowane w moją stronę, takie emocje. Sposób, w jaki oparłaś swoje ciało o krzesło, ażeby znaleźć kartkę, czy może długopis, to teraz nie ma znaczenia, chyba na zawsze utkwi mi w pamięci, nikt nigdy tak pięknie nie szukał kartki, być może nawet długopisu nikt tak pięknie nie szukał. Cisza to nie była cisza w rzeczy samej, bo bicie mojego serca zagłuszało ją zdecydowanie, a twój przyśpieszony oddech, był najwspanialszym dźwiękiem, jaki mogłem sobie wymarzyć. Przed tym spotkaniem nie znałem wielu uczuć, po tym spotkaniu zdałem sobie sprawę z tego, że muszę nie znać jeszcze wielu i bardzo chciałbym, żebyś mi jeszcze kiedyś pomogła.
Z każdej minuty spędzonej dwudziestego czerwca, chciałbym ułożyć osobny wiersz, bo każdy mógłby mi przypominać ciebie. Nie napisałem nigdy tylu wierszy i pewnie nigdy nie napiszę, cieszę się natomiast z faktu, że udało mi się napisać coś dla ciebie, patrzyłaś mi na ręce, byłaś natchnieniem, podobnie jak teraz. Już nie pamiętam, kiedy w taki sposób pisałem dla kogoś, być może oszukuję sam siebie i nie robiłem tego nigdy…

Myślę, że nasze spotkanie to było coś dobrego, to nagroda po dziewięciu miesiącach spoglądania i szukania wzrokiem wzajemnej obecności, oglądania się za siebie z nadzieją, że znajdziemy się w zasięgu naszych spojrzeń. Wtedy nie mogłem wiedzieć, że znajdziesz się w zasięgu mojego dotyku – na chwilkę się zapomniałem… Masz cudowną skórę i być może nigdy więcej jej nie dotknę. Gdybym potrafił, na co dzień wyciągać z tak „małych” rzeczy tyle radości, co wtedy, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przy tobie mógłbym być nim na etat. A ty się uśmiechaj częściej, proszę i nigdy nie mów, że jestem idealny, szczególnie z użyciem słowa „prawie”.

Mieliśmy wybór i zadecydowaliśmy, decyzja okazała się spełnieniem mojego marzenia, rzadko kiedy spełnienie marzeń jest takie proste, tak szybkie, tak wspaniałe, tak trwałe, tak możliwe… A jednak, a jednak dzisiaj mogę mieć nadzieję, pisząc to wszystko, że jeszcze chociaż jeden raz się uda… Nie dzisiaj, na pewno, nie jutro… Może nawet nie za tydzień, ani miesiąc. Ważne, że w ogóle…. Dziękuję, po stokroć dziękuję.